Jak Ci jest z tym, że uczniowie robią memy z Tobą? Co myślisz o tej grupie, w której nieparlamentarnym językiem mówią o nauczycielach, sytuacji, technologii i trochę nie wprost o swoim zagubieniu? Może wiesz, że tego nie ma? Może uczniowie pokazują Ci swoje obrazkowe komentarze. Może dlatego, że Ci ufają, może dlatego, że napuszczają Cię na kogoś? Wydaje mi się, że pośród wielu rzeczy, które ujawniła nasza sytuacja ze zdalnym nauczaniem jest nasz stosunek do bezpieczeństwa i do odpowiedzialności.

Bezpieczeństwo w sieci

Ten gigantyczny temat jest przedmiotem wielu szkoleń, które prowadzę dla nauczycieli. Pojawia się nawet podczas tych, które go nie obejmują. To znaczy, że jest ważny. Budzi niepokój i potrzebę gotowości. Powoduje, że często gubimy nasze role, wcielając się w policjantów, prawników, speców od IT. Podczas kiedy nasze zadanie nie polega na przechodzeniu od bezpieczeństwa do odpowiedzialności.

Nasi uczniowie korzystają z internetu do wielu celów. Ich bezpieczeństwo wymaga rzetelnego przygotowania. Wiedzy na temat haseł, programów antywirusowych, asertywnego odmawiania, rozpoznawania zagrożeń, identyfikowania wiarygodnych źródeł, pilnowania danych (zwłaszcza osobowych), szanowania praw autorskich. Jednocześnie wiadomo, że samo bezpieczeństwo nam nie wystarczy. Gdyby tak było zakazalibyśmy im obecności w sieci i mielibyśmy po problemie. Chcemy przecież, żeby tworzyli, zabierali głos w dyskusji, kupowali, grali, czytali i oglądali. Zatem zabezpieczenie to nie koniec naszego zadania.

Problem odpowiedzialności

Gdy pytamy o wartości w wychowaniu (sami siebie, rodziców, wychowawców) często słyszymy „Chcę, żeby moje dziecko było odpowiedzialne”. Jednak chwilkę późnej pojawia się lista rzeczy, które trzeba zabezpieczyć, by dziecko mogło gdzieś być. Zabezpieczone gniazdka, odpowiednia odległość szkoły od sklepu z alkoholem, moderowane teksty w kanonie lektur, odpowiednio (ale nie wiadomo konkretnie jak) prowadzący się nauczyciele. Wszystko to ma spowodować, że nasze pociechy będą bezpieczne. Jednocześnie stoi to (lub może stać) na drodze młodych ludzi do odpowiedzialności.

Często przejmujemy, pod różnymi wpływami, odpowiedzialność za nasze dzieci (te osobiste i zawodowe). Gdy coś zepsuje to rodzice idą na rozmowę o tym, jak to naprawić lub odkupić. Gdy nawrzuca komuś w internecie to szkoła, z jakiegoś powodu, przejmuje odpowiedzialność – bo nie zabezpieczyła, nie zadbała, nie nauczyła. Milusińscy nie muszą wtedy mierzyć się z konsekwencjami swoich działań. Pod przykrywką dbania o ich bezpieczeństwo odbywają się dwie lekcje: jedna uczy młodych migania się od konsekwencji i nietraktowania siebie osobiście, druga to lekcja dla nas, że zawsze znajdzie się sposób wskazania odpowiedzialności w nas, nie w osobach czyniących czyny.

Oczywiście jest też kwestia dojrzałości do odpowiedzialności. Pięciolatki nie stają przed sądami. Nastolatki tylko czasem odpowiadają za swoje czyny jak dorośli. Tworzy to nieprawdziwe przekonanie, że do osiemnastego roku życia ludzie są nieobwinialni i przez to nieodpowiedzialni. Ważne jest, by dochodzenie do odpowiedzialności byłą drogą, a nie wyrzuceniem z wygodnego samolotu do lodowatej wody.

Prowadzę do bezpieczeństwa, czy do odpowiedzialności?

Proponuję głęboko wejrzeć w nasze motywy wychowawcze. Jak to tam jest? Czy nam zależy bardziej na bezpieczeństwie dzieci (a przez to w pewnym stopniu o nasze)? Czy jesteśmy gotowi na odpowiedzialność naszych uczniów (a zatem wzięcie na siebie odpowiedzialności za stworzenie im przestrzeni do podejmowania działań, które mają negatywne konsekwencje). Gdzie jest granica tej odpowiedzialności? Czy jest to popularne „popełnianie błędów” w uczeniu się? Czy nasze Bąbelki mogą wejść w konflikt z prawem? Czy mogą skłamać? Ukraść?

Pytam o to, bo pracując w szkole często czułem taki lodowaty dreszcz odpowiedzialności. Takie poczucie, że w mojej działalności nie zadbałem o bezpieczeństwo. Dodam, że lodowatość dreszczy była kosmicznie wielka w porównaniu z „niebezpieczeństwem”, które sprowadziłem na uczniów. Większe zagrożenie sprowadzałem na instytucję, która w razie kontroli nie miała zaświadczenia A38.

Zobaczyłem, że powrót autobusem do domu, po wycieczce, urasta do podróży w kosmos. Zobaczyłem też, że młodzi potrzebują odpowiedzialności. Tego, że obiecują i dotrzymują. A jak nie dotrzymają czeka ich konsekwencja, a nie kara. Dzięki temu czują swoją wolę. Tożsamość.

To było dla beki

Ci, którzy są na początku drogi od bezpieczeństwa do odpowiedzialności często mówią, że to, co zrobili miało być żartem, nie zakładali konsekwencji. Nie spodziewali się, że koleżanka się obrazi, nauczyciel poczuje się dotknięty. Nie mieści im się w głowie, że od ich słów ktoś utracił zaufanie, został zniesławiony. Nie czują wagi swoich działań. Są bezpieczni.

Nie chodzi mi tu o lanie smoły i spuszczanie na nich karzącej dłoni. Raczej o realne spojrzenie na to co i jak. Jak nazywasz mnie idiotą „dla beki” to nasza relacja cierpi. Ja tracę zaufanie. Nie mam tyle czułości co wcześniej. Wkurza mnie samo to, że muszę cię oglądać. Żadna kara nie jest potrzebna.

Taniec z piskorzem

Bo oni i tak znajdą sposób. Jak nie będą mogli na lekcji rozmawiać, to będą do siebie pisać. Jak zabronimy telefonów to zaczną na zegarkach. Jak nie będzie można w zeszycie w trzy linie…

Często idziemy do sytuacji ustawieni. Mamy w głowie zasady, to czego planujemy zabronić. Rzadko zdarza nam się, że idziemy do relacji z dzieckiem ze świadomością kto i za co jest odpowiedzialny. Gdzie jest odpowiedzialność dziecka, gdzie moja, gdzie rodziców. Z wygody (tak z WYGODY) bierzemy ją na siebie. Łatwiej jest złamać się pod ciężarem odpowiedzialności niż wytrzymać spojrzenie piskorza, który kompletnie nie wie co zrobił i dlaczego my się go czepiamy.

Nie każdą drogę trzeba przejść

Zatem zaczynając dwunasty tydzień nauczania zdalnego stawiam pytanie – co zrobić z tym wszystkim, co dzieje się za naszymi plecami? Gdzie jest nasza wartość (osobista i zawodowa)? Czy jest nią bezpieczeństwo, czy raczej odpowiedzialność. Czy mamy jeszcze energię by wskazywać konsekwencje i egzekwować? Może to jest zadanie, które można unieść z rodzicami? Pytając ich – czy chce Pan/Pani dziecka odpowiedzialnego, czy bezpiecznego?