Jakość nauczania zdalnego może stać się tematem przewodnim w dyskusji o szkole. Chyba trzeba jeszcze poczekać aż wszyscy udostępnią sobie co mają sobie do pokazania i skończą się podśmiechujki. Tak jak podczas lekcji o układzie rozrodczym – trzeba dać klasie czas na wyśmianie się. Pozostaje liczyć, że później obecni będą chcieli dowiedzieć się czegoś nowego, zrewidować postawy, nabyć umiejętności. Może być też tak, że internetowa społeczność składa się w większości z osób, które przyszły pokazać wszystkim jakie to są wyjątkowe i przenikliwie obserwują świat, a poznanie i zmiana interesuje ich tylko u innych.

Jak badać jakość nauczania zdalnego

Musisz mieć jakąś miarkę. I to najlepiej taką, która nie jest tobą. Bo tracisz obiektywność odnosząc to, co widzisz do siebie. Mówimy na przykład, że kiedy ja chodziłem do szkoły, albo widzę w tym błędy. I ślicznie, ale to nie jest badanie jakości, tylko utwierdzanie się w swojej wyjątkowości. „Mnie się to nie podoba” jest super i wystarczające by podjąć decyzję czy chcemy coś kupić, obejrzeć, przeczytać. Jednak nie jest wystarczające by przekonać do tego kogoś innego albo naród cały.

Zatem skoro nie mierzymy swoją miarą, to czy możemy zastosować sumę kilku miar osobistych. Czyli, czy sensownym źródłem wiedzy o jakości nauki online jest opinia uczestników?

Badanie opinii to trudne zadanie. Mam nadzieję, że to zdanie zniechęci tych, którzy nie muszą jej badać do mówienia o niej. Mam też nadzieję, że ci, którzy powinni ją znać potraktują je jak wyzwanie. Ponieważ satysfakcja odbiorców nauczania zdalnego powie nam wiele o jego jakości. Jednak z pewnością nie wszystko co powinniście wiedzieć.

Czego można się dowiedzieć z pytania „jak było”?

Każda forma nauczania łączy się z subiektywnym odczuciem uczestnika. Każdy ma swoje indywidualne potrzeby, skojarzenia, wiedzę i umiejętności. Poznawanie nowych rzeczy powinno się odnosić do kondycji odbiorców. Zatem pytając „jak było?” możemy się dowiedzieć, czy treść zajęć poszerzyła wiedzę, czy była zrozumiała i czy pasuje do tego, co już odbiorcy wiedzą.

Chcąc pogłębić diagnozę warto zamienić pytanie „czy” na „w jakim stopniu” (i wtedy otrzymujemy opinie na jakiejś skali) lub „jak” (i wtedy uzyskujemy opis). Zmiana pytania powoduje, że zmienia się struktura i typ uzyskanych danych. Utrudnia to analizę, ale daje szersze pole do interpretacji. Na ile takie szerokie wnioski są potrzebne pozostaje rozstrzygnąć prowadzącemu edukację lub temu, kto zleca jej prowadzenia.

Czy nauczyłeś się dziś czegoś?

Pytanie o to, czego obiorcy nauczyli się podczas zajęć jest chyba najbardziej brutalnym obrazem pracy nauczyciela, szkoleniowca, wykładowcy itd. Bo ludzie mogą powiedzieć, że nie. I to nie jest miłe. Trudno z takich danych wyciągnąć motywację do pracy.

Warto zatem pogłębić pytanie. Zapytać „Czego się dziś nauczyłeś” (zamiast co zapamiętasz z dzisiejszych zajęć, bo pewnie padną odpowiedzi typu „że ma Pan kota”, „że ma pan krawat i dresy” itd.) lub pójść jeszcze dalej i spytać „Co z dzisiejszych zajęć wykorzystasz w przyszłości?”

Takie pytania mają nam dać kierunek do myślenia o tym, jakie treści przechodzą najlepiej naszym kanałem online. Daje nam to też wskazówkę do tego jakie metody działają. To czy metoda działa nie jest informacją o tym, czy jest ona dobra, czy zła – bo nie o to tu chodzi. Jeśli coś działa to w tym jest prawda o skuteczności. Dobra należy szukać gdzie indziej.

Czy była relacja?

Jeśli ma się odbyć edukacja musi wystąpić relacja. Nie jest możliwe prowadzenie nauczania zdalnego bez niej. Powiem więcej – jeśli nie wystąpiła relacja, nie możemy mówić o edukacji. Zatem jeśli ja nagram sobie wykład, albo poprowadzę ćwiczenia na żywo i nie zadbam o komunikację z odbiorcami – nie robiłem edukacji.

Patrząc na jakość nauczania zdalnego należy stwierdzić wystąpienie relacji. Jeśli jej nie było spokojnie możemy zaprzestać dalszego badania, bo edukacji nie było.

Idąc w głąb problemu należy zastanowić się nad tym jaka ta relacja była. Czy uczestnicy mieli przestrzeń na wypowiedzenie się, czy mogli to zrobić publicznie i w momencie, czy istnieje kanał, którym można coś powiedzieć prywatnie (tak jak w klasie uczeń zostaje po lekcjach, albo mówi szeptem). Relacja nie jest zjawiskiem efemerycznym. Są konkretne wyznaczniki, które wskazują na jej wystąpienie – uśmiech, udział w dyskusji, ilość wypowiedzi, wspólne śmianie się z żartów, przeżywanie emocji adekwatnych do sytuacji i wiele innych. Jednak aby te wymierne wyznaczniki zbadać potrzebny jest badacz, który potrafi je wyróżnić i opisać!

Podczas moich zajęć w ten weekend znów miałem okazję pracować z moją bonanzową grupą (pisałem o nich tydzień temu). Ostatnie zajęcia w dużej części spędziłem na mówieniu. Jednak ta grupa ma w sobie gotowość do dyskusji. Nie ograniczyli się do słuchania. Zadawali pytania, śmiali się z siebie i ze mnie. Stwierdzam, że podczas tych zajęć zaszła edukacja. Metoda podawcza nikomu nie przeszkadzała.

W sprawie edukacji zapośredniczonej telewizorem przychodzi mi do głowy Ulica Sezamkowa. Miała powodować, że dzieci wykluczone z udziału w zajęciach przedszkolnych, a spędzające dni przed telewizorem mogły nabyć kilku umiejętności przydatnych w szkole, nauczyć się piosenki i pośmiać w miłej i ciepłej atmosferze. Poza genialnymi pomysłami na postaci i zabawy Ulica Sezamkowa miała jedną kluczową cechę – dzieci brały udział w nagrywaniu odcinków oraz były konsultantami całości. W ich przypadku możemy mówić o edukacji.

Stwierdzam z moim autorytetem

Wspominam pracę w poradni. Pisanie opinii w szkole. Ten jeden czerwiec, kiedy wystawiałem świadectwa. Na końcu tych prac był taki moment kiedy należało przybić pieczątkę i złożyć podpis. Badałem inteligencję, ale Wechsler już dawno nie żyje (to jego testem posługiwałem się przy diagnozie), więc jeśli ktoś nie będzie się zgadzał z tym, co napisałem przyjdzie do mnie. Nie pojedzie psioczyć nad grobem autora skali. Zatem moment przybicia pieczątki stał się dla mnie momentem brania odpowiedzialności za to, co napisałem. Potrafię się wytłumaczyć ze stosowanych metod, teoretycznego osadzenia ich, praktycznego zastosowania, biegłości w obsłudze narzędzia, doświadczenia, ale to nie ma znaczenia dla nieprofesjonalisty. Trzeba być gotowym na „napisał pan o moim dziecku bzdury!”, albo „nigdy tak nie myślałem o mojej córce!”

Zatem kiedy mówię o autorytecie odwołuję się do scholastycznego rozumienia tego terminu – autorytet, czyli autor. Osoba odpowiedzialna za wypowiedź. Tu nie chodzi o to jakim jestem super specjalistą. Tu chodzi o to, że stoję za swoją wypowiedzią, za swoją lekcją, za moim wykładem.

Trochę dlatego jednym z pierwszych obiektów, o które zadbałem zakładając swoją działalność było wyrobienie pieczątki. Symbolu mojego stania za tym co napisałem.

Kiedy mówię o mojej pracy staję obok niej. Nie mierzę jej sobą, ale mierzę ją ja. Korzystam z mojej wiedzy, doświadczenia, opinii uczniów. Upewniam się, że jestem obiektywny, że stosuję wymierne wskaźniki skuteczności mojego działania. Pisałem o tym z inspiracji „nauczycielem doskonałym” tu. Zadaniem nauczyciela, wykładowcy, edukatora jest między innymi poznawanie i opisywanie swoich działań. System mógłby tu pomagać, ale nie ma takiego obowiązku.

Opinia osób postronnych

W początkach mojej pracy psychologa szkolnego zrobiłem lekcję o paleniu papierosów. Paliliśmy szlugę na lekcji. Nawet zrobiłem z tego film:

Ilość jadowitych komentarzy pod tym filmem przekroczyła moje najśmielsze wyobrażenia. Były bolesne, niesprawiedliwe i typowo statusowe (o wypowiedziach statusowych tu). Ten film ma więcej odsłon i więcej komentarzy niż Lekcje Niepotrzebne. Jednak czytając to, co pisali widzowie brałem pod uwagę to, jak zareagowali uczniowie w klasie. Pamiętam, że udało mi się tym superowym młodym ludziom przekazać to, co sobie założyłem. Czytam opinie postronnych i biorę je jako kierunki do myślenia o polepszaniu moich metod.

Poświęcanie uwagi opiniom osób postronnych jest całkowicie fakultatywne. Nie trzeba ich notować ani analizować, by dbać o jakość nauczania zdalnego. Można prowadzić dobre lekcje, które nie podobają się ludziom poza klasą.

Zatem formułując wypowiedzi na temat czyjejś pracy (w tym edukacji) warto przypomnieć sobie, że wtryniamy się komuś w jego warsztat, metody i relację z uczniami. Należy zachowywać się wtedy jak podczas wizyty. Wytrzeć buty, składać zdania w taki sposób by zainteresować i budować. To nie znaczy, że mamy powstrzymać się od posiadania opinii i zgrywać, że podoba nam się żyrandol albo że lubimy lecący z głośników Coldplay. Nie. Jednak nie oznacza to też, że musimy stanąć w oknie czyjegoś mieszkania i krzyczymy do sąsiadów: „Człowiek, który tu mieszka to bezguście i idiota”. No bo po co?

Wnioski

Jakość nauczania zdalnego mierzona jest wypowiedziami uczestników, naszym spojrzeniem na naszą pracę (głównie realizacją celów zajęć i występowaniem relacji). Możemy brać pod uwagę opinie osób postronnych, ale nie jest to obowiązkowe. Może to dać nam mnóstwo wiedzy i tropów do dalszego rozwijania swojego warsztatu. Może też odebrać energię podciąć skrzydła i skompromitować przed sąsiadami. Ponawiam – nie trzeba.

To jak uczysz zależy od Ciebie. Masz swoje umiejętności, wiedzę i narzędzia. Jesteś specjalistą od edukacji. Nie od Teamsów, Classroomów i Zoomów. One nie świadczą o tym, jaka jest jakość nauczania zdalnego, które prowadzisz. Jednak są konkretne sposoby sprawdzania i mierzenia tej jakości. Rób to. Dla siebie i swoich uczniów.