Co pan myśli o … To pytanie bardzo często powoduje, że rodzi się we mnie chęć opowiadania. Zwłaszcza teraz, kiedy kontakty z ludźmi są dość sporadyczne. Jednak po jakiejś chwili znów słucham. Moi rozmówcy są zdziwieni jak to się stało, że zadali pytanie i zaraz sami opowiadają. Czasem nawet nie są zdziwieni, bo nie czują, żeby w ich mówieniu było coś nie tak. Staram się sprawdzać co robić, żeby ludzie mówili co myślą. Mam różne role. Czasem jestem od tego, żeby mówić. Czasem od słuchania, czasem od działania. W każdym z tych obszarów korzystam ze swoich umiejętności i wiedzy, które niektórzy traktują jak tajemną magię, która rozwiązuje ludziom języki i powoduje, że mówią, mimo że nie chcą. Nie jest tak. Nie ma serum prawdy ani słów „otwieraczy”. Staram się być przejrzysty i autentyczny w komunikacji. Poniżej kilka refleksji i antytechnik, które pomagają mi w pracy z ludźmi.
penny for your thoughts
Ten angielski idiom zawiera w sobie dwie rzeczy które chcę potraktować jako presupozycje do tego tekstu. Pierwsze to założenie, że pytamy o zdanie, opinię, myśli kogoś kto milczy. Drugie jest takie, że nastąpi jakaś wymiana. To, że podzielisz się swoimi myślami spotka się z zapłatą. Może niewielką, ale jednak.
Chwała dla człowieka, który potrafi milczeć. Wiem, że w czasach nauczania zdalnego takie słowa powodują, że włos się jeży na głowie, zwłaszcza nauczycielom. Jednak będę trzymał się tego błogosławieństwa. Chwała tym, którzy zamiast mówić myślą oraz tym, którzy wątpią i ciekawią się. Czasem samotnie, czasem w małym gronie. Wysoka piona dla tych, którym kiełkująca myśl nie łączy się z odruchem zrobienia TikToka. Zatem błogosławieni cisi. Szacun też dla tych, którzy wykrzesają z cichości rozmowy. Dłubią i zastanawiają się co robić, żeby ludzie mówili co myślą.
Żyjemy w czasach, w których rzeczy, które powinny być cenne i hołubione są błyskawicznie dostępne i rozdawane bezrefleksyjnie. Z drugiej strony rzeczy, które powinny być dla wszystkich i od razu są drogie, elitarne i deficytowe. Stąd pełno dookoła nas opinii, a brak odpowiedzi na potrzeby (zdrowotne, edukacyjne, prawne) i perspektywy życia dla następnych pokoleń.
Co robić żeby ludzie mówili co myślą psychologowi, czyli o zaufaniu
Opowieść, którą opowiadamy sobie o sobie jest intymna. Nie rozpowiadamy wszystkim tego, co wiemy o sobie. Skutecznie i zręcznie gramy niedopowiedzeniami, korzystamy z tego, że nasze umysły nie lubią pustki i mówimy innym tyle, by wystarczyło im to do zbudowania sobie pozytywnego obrazu nas. I to się udaje. My patrząc na otaczających nas ludzi, którzy dobrze o nas myślą zyskujemy przekonanie, że jesteśmy wartościowi i ważni. Na co dzień nam to wystarcza. Jednak w chwilach zwątpienia, wieczorami zdarza nam się zastanowić co by się stało, gdybyśmy opowiedzieli całą historię. Nie tylko wybrane elementy, ale wszystko.
Mam wrażenie, że idąc do psychologa czujemy, że trzeba będzie opowiedzieć więcej niż zwykle. Podzielić się myślami, które trzymaliśmy tylko dla siebie, albo nawet przed sobą je ukrywaliśmy. Jestem przekonany, że u wielu osób, na poziomie mniej lub bardziej świadomym opowiedzenie całej swojej historii, albo przynajmniej większej jej części, wiąże się z obawą o utratę stworzonego porządku. „Jak mu powiem, to świat się zawali” – tak w prostych słowach.
Zaufanie zatem nie polega na tym, że ja przekonam kogoś, że nie wypaplam tego, co mi powiedział. Nie polega też na tym, że wzbudzę w nim poczucie bezpieczeństwa. W prostych słowach muszę słuchać tak, by świat opowiadającego nie zawalił się od opowiadania. Ludzie mówią co myślą psychologowi, dlatego że od tego mówienia świat się układa, a nie rozpada.
Rozumienie i diagnoza vs. porządkowanie i nadawanie znaczeń
Mam dużą niechęć do ludzi, którzy mnie rozumieją i wiedzą co mi jest. Głównie dlatego, że nie wiedzą co mi jest i nie rozumieją nic z tego, co jest mną. Mam też w głowie wizję z jednego z opowiadań, które ojciec proponował mi na troski zawodowe: osoba podczas terapii czuła, że im większa jej część jest zrozumiana przez terapeutę, tym mniej jest w niej miejsca dla niej. Rozumienie traktuję jak pewnego rodzaju zagarnięcie. To już nie jest twoje, bo ja to rozumiem. Przestało być wyjątkowe, efemeryczne, prawie magiczne. Stało się przedmiotem zimnego rozumienia. Czar prysł. Nikt nie chce być przedmiotem czyjegoś zrozumienia. A z pewnością nie tylko tym.
Zamiast tego proponuję szukać wspólnie znaczenia opowieści. Odnajdywać to magiczne, niepowtarzalne, tylko moje. Zdobić zainteresowaniem i ciekawością zamiast szpecić kategoriami i klasyfikacjami. Zatem zamiast: „Rozumiem, że ci smutno.”, można zapytać: „Jak ci jest z tym smutkiem?”, zamiast: „To zaburzenie.”, warto sprawdzić: „Jak wpływa to na twoje życie?, Jak ci się z tym żyje?”.
To co mówię nie jest argumentem przeciwko diagnozowaniu jako zadaniu zawodowemu, albo kompetencji zawodowej. Zależy mi na tym, żeby diagnoza, która często jest niezbędnym elementem dalszych działań, nie pozostawiała diagnozowanego z poczuciem, że ktoś mu coś wyrwał z wnętrza i pozostawił z brakiem. Ponadto mam głębokie przekonanie, że ludzie nie potrzebują błyskotliwych diagnoz, prześwietlenia ich dusz przez Sherlocków dedukcji. Potrzebują odnaleźć się w swojej historii. To my potrzebujemy być błyskotliwi i precyzyjnie logiczni. Czasem kosztem diagnozowanego. Zatem jeśli chcesz, żeby ludzie mówili ci co myślą, skup się na tym, co mówią i jakie to ma dla nich znaczenie, a nie na tym co ci się kojarzy z tym co słyszysz. Staraj się nie wiedzieć co powiedzieć.
Co robić żeby ludzie mówili co myślą nauczycielowi, czyli o zbieraniu doświadczeń
Wielokrotnie mówię o tym, że bycie w roli nauczyciela wymaga panowania nad swoimi opiniami. Naszym zadaniem nie jest przekonać ludzi do tego, że mamy rację, a raczej do tego, że należy poszukiwać. Mówienie o opiniach powinno raczej zaznaczać przestrzeń, w której my uważamy że należy opinię mieć, a nie jaką trzeba mieć (pisałem o tym ostatnio tu). Zdarzają się jednak sytuacje, kiedy człowiek, który uczy się w naszej obecności pyta i chce wiedzieć, co myślimy, jakie są nasze poglądy, przekonania, doświadczenia (moje dwa ulubione przykłady jeszcze z czasów pracy w liceum są tu i tu). Mnie to mocno zatrzymuje. Muszę się skoncentrować i skupić, żeby nie powiedzieć czegoś złego, żeby powiedzieć mądrze i najlepiej praktycznie.
Niezależnie od tego jak bardzo lubimy sami siebie, jak bardzo cenimy swój warsztat i osiągnięcia, jak bawi nas własne poczucie humoru w życiu naszych uczących się jesteśmy na chwilę. Pewnie każdy by chciał być wspominany jako ten jeden nosiciel kaganka oświaty, który miał rację, który potrafił rozświetlić każdy mrok. Jest to wizja bardzo romantyczna i rzadko realizowana. Częściej jest tak, że to kim jesteśmy łączy się z tym kim są inni uczący, a w uczącym się powstaje jakaś wypadkowa uczących, doświadczeń, preferencji, osobowości i sytuacji (głównie sytuacji). Zatem mówiąc do uczących się, opowiadając o sobie staram się trzymać w głowie, że jestem głosem wielogłosu. Akcentować to, co dla mnie jest ważne, co wiem, że jest w dyskursie niesłusznie niedoceniane.
Moja strona wypowiedzi szykuje twoją
Mam głębokie przekonanie, że aby uczący się chcieli opowiadać nam o tym co myślą, muszą mieć przekonanie, że nie są oceniani, że włączają się do rozmowy, która już trwa oraz że ich głos ma znaczenie w tej rozmowie. Druga ważna sprawa to przekonanie, że z tej rozmowy wyniknie coś dla uczącego się. To znaczy, że opowiedziawszy o sobie zrozumie siebie, upewni się w tym co myśli, potwierdzi swoje przekonanie.
Najważniejszym założeniem, które stawiam sobie podczas rozmów z uczącymi się to, że są w drodze oraz, że przez chwilę tą drogą idziemy obok siebie. Tyle. Dzięki tym założeniom w rozmowach z uczącymi często pytam gdzie jesteś, po co ci to czego się uczysz, skąd wychodzisz, co cię przekonało do bycia tu. Kiedy opowiadam o sobie staram się podkreślać moje odpowiedzi na te pytania. Nie dla tego, żeby powiedzieć jak należy żyć, tylko żeby pokazać strukturę wypowiedzi: „Jestem tu bo …”, „przełom przyszedł gdy …”. Kiedy przekazałem strukturę mogę spokojnie odwrócić pytanie i zapytać „Jak to się stało, że ty tu jesteś?”, „Co było przełomem u Ciebie?”. I wtedy już tylko słucham.
Pytam jeśli nie widzę w wypowiedzi drogi, jeśli ktoś na coś czeka, nie widzi celu, nie ma siły iść. Wtedy od prostych wizualizacji (co by było, gdyby stało się to, na co czekasz, co by było, gdybyś widział cel, co by było, gdyby siły wróciły) przez narzędzia (co zrobić, żeby nie czekać …) po pytania głębokie (kim cię czyni czekanie, bezcelowość, brak sił). Staram się słuchać tak długo, aż usłyszę, że mój rozmówca wie gdzie i jak dalej iść.
Jak ci idzie?
Czasem znajdujemy powód, żeby podejść kawałek razem, ale nie jest to konieczne. Czasem ktoś pójdzie sam i wróci, żeby opowiedzieć gdzie był. Kolekcjonuję w pamięci wspólne drogi i raporty z wojaży, ale to nie o nie chodzi. Chodzi o to, żeby być dobrym towarzyszem kawałka drogi.
Jednak dzięki tym fascynującym opowieściom, które usłyszałem od tych, którzy kiedyś uczyli się ode mnie albo ze mną, mam ogromną ciekawość i gotowość do słuchania myśli, planów i refleksji moich uczących się. Po prostu jestem ciekawy. Staram się nie przekraczać granicy ciekawskości, ale jak tylko widzę wątek, który można pociągnąć i wiem, że mamy na to czas…
Jeden student przyszedł do mnie na krótką konsultację i siedział dwie i pół godziny…
Co robić żeby ludzie mówili co myślą aktywiście, czyli o odpowiedzialności
Częściej jestem psychologiem i nauczycielem niż aktywistą, ale pomyślałem, że jest tu ważny kontekst, który należy wyróżnić z dwóch poprzednich okoliczności. Otóż kręcąc się dookoła spraw parkowych, rozmawiając z mieszkańcami dzielnicy, szykując się do ważnego działania w ramach DK+ staję przed ludźmi, których nie znam. Często pytam ich o marzenia, wyobraźnie, doświadczenia i w zamian oferuję niewiele. Wiadomo, że nie wszystko da się zrealizować, nie każda inicjatywa pasuje do kryteriów, nie każda ma jasno widoczny sens. Jednak gdy rozmawia się z aktywistą oczekuje się, że po tym co powie nastanie działanie. W pracy psychologa i nauczyciela samo wysłuchanie, kilka trafnych słów pełni funkcję. Natomiast w budowaniu dialogu, powodowaniu zmian na poziomie lokalnym nie wystarczy mówić.
Bardzo często, gdy już wiem czego oczekują ludzie stawiam sobie to za cel. Jednak szybko okazało się, że to nie o to chodzi. Słuchanie tego, co ludzie myślą o jakiejś okolicy, parku, placu zabaw jest budowaniem w głowie wspólnego obrazu, skojarzeń, uczuć, czynności, które wiążą się z miejscem. Jedną z najgorszych rzeczy, które można zrobić to wziąć na siebie odpowiedzialność za zrealizowanie tych wizji. Trochę dlatego, że nie mamy nieograniczonych środków, nadludzkich mocy urzędniczych i wielu innych zasobów. Ale przede wszystkim dlatego, że odbiera się opowiadającym możliwość realizowania swoich wizji.
Zatem w słuchaniu tego, co ludzie myślą o swojej okolicy ważne jest dla mnie wspieranie ich w działaniu. Co z tego, że przydałby się plac zabaw. Wiadomo, że by się przydał, co z tym zrobisz? Mam też głębokie przekonanie, że takie pytania może zadawać jedynie ktoś, kto faktycznie działa. Niekoniecznie spektakularnie i z rozmachem, ale jednak. Odpowiedzialność w działaniach społecznych nie jest w realizowaniu propozycji i postulatów, ale w dbaniu o ciągłe i różnorodne działania. Jesteśmy odpowiedzialni za wspieranie siebie nawzajem, za przychylność i klimat wokół działań społecznych, nie za to, by robić to, co ktoś uznał za ważne. Innymi słowy uważam, że trzeba robić swoje i mieć gotowość, żeby pomagać innym w ich działaniach. Nie zawsze trzeba w tej pomocy wychodzić poza dobre słowo i wysłuchanie.
Uważaj co mówisz, czyli runda bonusowa
Żyjemy w czasach po czasach, w których za opinie można było dużo stracić. Dziś wypowiadanie się ma wiele różnych reperkusji. Czasem można stracić status, czasem coś więcej. Czasem ktoś się mści, niekiedy zwalcza. Z drugiej strony gdy zamilkniesz, nie będziesz nazywać ludzi durniami, to znikniesz. Nikt nie będzie marnował czasu na kogoś o zrównoważonych poglądach, który nikogo nie roastuje, nie miażdży, nie parkietuje. Coraz częściej nasze słowa podlegają ostrej i stanowczej ocenie.
Dlatego tak ważne jest by nie mieć gotowych odpowiedzi, schematów, założeń przed dyskusją. Żeby być, w gotowości do spotkania, wysłuchania bez zrozumienia, poszukiwania znaczenia, a nie racji. Do wspólnego przebywania kawałka drogi, do zbliżania się i rozchodzenia bez wikłania i zobowiązywania, by nie nieść za innych, by być sobą i robić tak, by inni byli sobą przy nas.
Zatem co robić żeby ludzie mówili co myślą
- Chcieć usłyszeć. Wcale nie jest to proste. Często interesuje nas informacja, ale nie jej posiadacz. I to czuć
- Wspólnie szukać znaczeń. Starać się nie rozumieć.
- Starać się nie wiedzieć co powiedzieć na koniec czyjejś wypowiedzi.
- Dawać ludziom czas na pomyślenie, a nie tylko na mówienie.
- Opowiadać i mówić o sobie tylko tyle ile trzeba, by zainspirować drugą stronę do mówienia o sobie.
- Robić swoje. Być w swojej drodze do swojego celu. Dzięki temu łatwiej dołączyć na chwilę do kogoś w drodze, bo wiadomo, że się na nas nie uwiesi, nie będzie przekonywał i narzucał pomocy.
- Oddzielać cudze myśli od swoich.
- Pisać dziennik, tak żeby myśli miały fizyczny desygnat, który przed snem można schować, zamknąć i już nie myśleć myśli, ale też ich nie gubić.