Jesteśmy po drugim spotkaniu koła filozoficznego. Rozważamy zasadę świata. Próbujemy dojść do czegoś, od czego pochodziłoby wszystko, przenikałoby wszystko. Dyskusje jeszcze nie są burzliwe jednak jasno widać, że za oczami zapatrzonymi w piąty wiek przed Chrystusem tłoczą się myśli.Trudno je nazwać, uwolnić, posłać słowami w dialog. Rozsiadamy się w zadumie.

Zajmujące jest dla mnie to jak wszystko jeszcze nie ma kształtu. Te pierwsze spotkania jak Talesowe arché wisza trochę w pustce. Oczywiście, że nie jest to pierwsze spotkanie z myśleniem. Jednak wydaje mi się, że rzadko dajemy sobie czas na myślenie autoteliczne, zachwycenie się mądrością. Filozofowanie nie ma pragmatycznego celu, nie da się go policzyć i zmonetyzować. Wcale nie jest łatwe i rządzi się swoimi prawami. Wydaje się, że ulegamy przekonaniu, że szkoda zachodu na to całe rozmyślanie.

Jednak rozsiadamy się w zadumie. Nie rzucamy się na nią jak spragniony na kałużę. Ostygłem w zapale bo widzę, że zbudowanie potrzeby filozofowania zajmie wiele miesięcy, a może i lata. Przekazanie całej wiedzy, którą sobie założyłem może się nie udać. Może nawet nie uda się rozkochać ich w Kancie. Jednak zauważyłem, że siadając w czwartkowy wieczór do książki, przygotowując spotkanie czuję prawdziwą radość z tego, że się z nimi spotkam, że będziemy razem rozmyślać. Bez celu poza rozmyślaniem.

No i zastanawiam się: Czy zasadą świata może być kolor?

Kategorie: Filozofia