Strajk nauczycieli jeszcze nie jest potwierdzony. Jeśli większość pracowników oświaty uzna, że nieprzyznanie 1000 złotowej podwyżki z wyrównaniem od stycznia 2019 to powód by od 8 kwietnia zastrajkować to pod znakiem zapytania stoi przebieg egzaminów zewnętrznych (po 8 klasie i po gimnazjum, a może nawet jej wysokość matura). Sprawa zatem ważna i środek nacisku na rządzących poważny. Słucham w mediach (głównie prawicowych) wypowiedzi na temat tego strajku. Dochodzę do wniosku, że jeśli takie głosy z radia mają prawo istnieć publicznie, to mój też. Stąd 3 powody, dla których nie uczestniczę w strajku i kilka słów wsparcia dla koleżanek i kolegów po fachu.
Strajk nauczycieli da 1000 zł do pensji, no dawaj!
To nie jest tak, że dodatkowe pieniądze do pensji mi się nie przydadzą. Nauczony doświadczeniem rozmów z telemarketerami momentalnie zacząłem sobie wyobrażać co zrobię z tą kasą. Zapłacę za gaz w terminie, odłożę i kupię opony na lato, kupię nową patelnię, koszulę we wzorek, suplement diety na głos…
Podczas studiów podyplomowych, które robiłem poszerzając wachlarz michałków, których mogę nauczać, mieliśmy konwersatorium pod tytułem „Współczesne problemy oświaty”. Pan prowadzący zaczął zajęcia od słów „Tylko proszę państwa, proszę nie poruszać kwestii wynagrodzenia i finansowania”. Mądry ruch. Pan jest dyrektorem szkoły. Wie, że z tego tematu się nie wykopie. Okazało się, że są dość istotne problemy w szkole, które nie dotyczą pieniędzy. Wizja, procedury, roszczeniowi rodzice, zdemoralizowane dzieci, czasy fatalne, upadek moralny, globalne ocieplenie, promieniowanie UV… problemy wobec których można jedynie spuścić głowę i zapłakać. Przecież nic się z tym nie zrobi. Może systemowo, może jakby ktoś mądry przyszedł, ale taki jeden nauczyciel to nic nie może. I racja. To może byśmy w obliczu nieuniknionej katastrofy przynajmniej trochę więcej zarabiali?
Strajk nauczycieli jest obecny w mediach jako narzędzie uzyskania przez nauczycieli większego wynagrodzenia. Nie mogę się na to zgodzić. Na stronie ZNP jest napisane: „Mamy wspólny cel: jest nim dobra edukacja. A dobrej szkoły nie stworzymy bez dobrych i godnie opłacanych nauczycieli.” Jest też jasno sprecyzowane, że „godne” jest +1000, tylko nigdzie nie ma nic o tym co to jest ta „dobra edukacja”, „dobra szkoła”. Co więcej, obawiam się, że gdybyśmy tak naprawdę, naprawdę otworzyli temat dobrej edukacji to zderzenie różnych wizji spowodowałoby rozpad ZNP i wojnę domową między pracownikami oświaty.
Postulat większych pieniędzy nie łączy mnie z protestującymi. Jak mawiał Siara Siarzewski „Taki plan to ja mam zawsze.„
Strajk nauczycieli i egzaminy
Gdyby strajk nauczycieli był polem bitwy, a rząd i nauczyciele przeciwnymi armiami, wyprowadzenia ataku tuż przed egzaminami można by nazwać błyskotliwym manewrem. Strona rządowa jest znacznie silniejsza. Za uśmiechem Minister Zalewskiej stoi niezłomna armia władająca przepisami oraz siły specjalne od zadań typu „Tak, to ważny problem, proszę go zapisać”. Jakiekolwiek pertraktacje są niemożliwe, bo silniejsza armia nie jest nimi zainteresowana. Ma do tego wspaniałą metodę nieinteresowania się rozmowami – mówi, że już rozmawiała. Sama Minister jest przecież nauczycielem więc wie!
Egzaminy to jedyny sposób weryfikowania zasadności prowadzenia edukacji formalnej. Odcięty od rzeczywistości rząd może raz w roku popatrzeć na raport CKE i przyznać sobie rację. Jeśli ta racja zostanie utracona prowadzenie szkół przestaje być zasadne. Traci się nad nimi kontrolę. To tak jakby w akcie desperacji, chcąc zwrócić uwagę Narcyza zapatrzonego w swoje odbicie w wodzie spuścić mu szambo do jeziora. Można sobie wtedy z zasłużoną dumą powiedzieć: „No teraz nie może nas zignorować!”.
W rzeczywistości jest tak, że Narcyz wyciąga z kieszeni lusterko i odchodzi w swoją stronę, a nauczyciele stoją ze zdziwionymi minami przy śmierdzącym bagnie, które sami sprokurowali.
Nie chciałbym, żeby ktokolwiek uległ wrażeniu, że zderzającym się ze sobą armiom chodzi o czyjeś dobro. Uczniowie nie są w tym konflikcie zakładnikami, albo ratowanymi z opresji, delikatnymi kwiatuszkami. Gdyby tak było powodem pogwarki byłaby „dobra edukacja” a nie pensja. System szkolny pozwala na to, że za te same pieniądze można zmieniać świat i budować siłę w ludziach jutra oraz … tego nie robić.
Zgadzam się, że zakłócenie egzaminów jest jedynym sposobem na zwrócenie uwagi dzisiejszego rządu na problem. Nie zgadzam się z tym, jaki to problem.
Najgorzej jak to się uda
Jestem pewien, że jeżeli pracownicy oświaty otrzymają swojego tysiaka jedyny wniosek, który da się wyciągnąć z sytuacji to taki, że w szkole było źle, a teraz jest dobrze. Idziemy dalej.
Poza tym, ci uczniowie, którzy obecnie patrzą na spór pewnie widzą w nim strony i opowiadają się za którąś z nich. Przemiła nauczycielka z Poznania, która powinna za swoją pracę być tak wynagradzana, żeby podjeżdżać pod szkołę różowym Lambo opowiadała kiedyś o tym, że na którejś lekcji uczniowie byli zszokowani tym, że ona za to uczenie dostaje pieniądze. Śmieszna sytuacja, ale wniosek z niej już mniej różowy.
To oznacza, że tym dzieciom nikt nie powiedział, że nauczyciel to zawód, że trzeba się dużo uczyć, pracować przy tablicy, a potem w domu. Pozwolę sobie na dalej idący wniosek – to może oznaczać, że w polskich domach nie mówi się o szkole jako o wspólnym dobru, wspólnej sprawie. Raczej ograniczamy się do krótkich piłek typu: „Masz coś na jutro?”, „Lekcje odrobione?”, „Były uwagi dziś?”. To jaka szkoła jest, jaka stoi za nią koncepcja i jakimi narzędziami się posługuje nie jest ważne.
Jeśli ten strajk się uda, tak właśnie zostanie. Może z krótkotrwałym smakiem lub niesmakiem po ewentualnym zakłóceniu egzaminów.
To co będzie pan profesor robił, jak oni będą strajkować?
Martwić się będę. Martwić się o to, czy przyjdą nowi, młodzi, głodni (bo w tym zawodzie się nie dojada), otwarci. Będę się troskał o to, że na pytanie „Po co jest szkoła” odpowiedzią będzie tylko gniew i bezradność. Pewnie będę wtedy w klasie z młodymi ludźmi, którzy przetrwają edukację formalną i zapomną pana z brodą. Nie będę im się narzucał z kłopotami systemu, bo to nie przystoi. We własnej nieśmiałości i posłuszeństwie przyczynię się do utrzymania status quo. Nie jestem z tego dumny. Widzę, że w tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Pewnie pomyślę o superowych nauczycielach, których poznałem przez lata. Przypomnę sobie jak rozmawialiśmy o trudach i o błysku w oku ucznia, którego coś zafascynowało. Smutno i samotnie mi będzie, dlatego, że system jest tak skonstruowany, żeby tak właśnie mi było.
Koledzy i koleżanki
Życzę wam gór złota, szacunku społecznego i frajdy z uczenia. Ja nie strajkuję, nie widzę sensu. Jeśli ty widzisz to popieram ciebie, nie strajk, tylko ciebie.