Akcja z #takuczę powoduje, że zastanawiam się nad tym z czego korzystam ucząc. Teraz myślę o tym jak to się stało, że korzystam z tabel. To narzędzie wydawało mi się tak maksymalnie proste, że nawet nie pomyślałbym, żeby o nim pisać. Jednak po komentarzach z Instagrama zacząłem śledzić jak funkcjonowały tabele w różnych momentach mojej pracy. Oto moja krótka historia związku z tabelką.
Mózg lubi tabelki
Początek histori miał chyba miejsce gdy pracowałem z Igą Francuz nad artykułem na Poznańskie Forum Kognitywistyczne (w materiale strona 49). Podczas naszych poszukiwan neurologicznych podstaw percepcji dzieł sztuki trafiliśmy na dość ciekawy kawałek mózgu, znajdujący się po tej stronie co kręgosłup, tuż nad kołnieżykiem koszuli. Ten kawałek zajmuje się analizą struktur w polu wzrokowym – szuka linii, prostych kątów. Lubi je. Kiedy dostrzega szachownicę lub kompozycję „Ostatniej Wieczerzy” Leonarda DaVinci odczuwamy przyjemność, ponnieważ obraz jest ustrukturalizowany. Nasz jeszcze nieświadomy odbiór jest pozytywny. Stąd już ponad 10 lat temu podjąłem decyzję, że trzeba ludziom pokazywać rzeczy w uporządkowany sposób.
Tabelka z wyróżnieniami
Później, kiedy jeździłem po różnych szkołach opowiadając o nowoczesnych metodach nauczania stawiałem sobie za punkt honoru pokazanie ludziom koncepcji edukacyjnych.
W tym celu stosowałem powyższą tabelę (wyciągniętą z książki „Program szkolny: założenia, zasady, problematyka”). Na początku pokazywałem całą tabelę (i opowiadałem kawałek skeczu Mumio), tłumaczyłem, że mając konkretne ideały możemy spodziewać się konkretnych efektów edukacji. Później pokazywałem (to widać na kolejnych obrazkach, gdzie pewne części są wyszarzone), jakie ideały i oczekiwania ma MEN i my (nauczyciele). To powodowało przyjemny efekt widocznego zrozumienia. Ludzie byli zadowoleni z tego co widzieli. Przez długi czas uważałem, że takie uporządkowanie w rzędy i kolumny jest neurologicznie przyjazne i jasno pokazuje koncepcje. „Jeśli nie potrafisz czegoś pokazać w tabeli to znaczy, że tego nie rozumiesz.” – mówiłem sobie.
Później trafiłem do szkoły i okazało się, że w tabeli nie mieści się praktyka, działanie, akcja. Można nią przenosić teorie, a to jest coś, co młodych ludzi bardziej nuży niż wciąga (mimo entuzjastycznego prowadzącego). Więc zarzuciłem korzystanie z tabel.
Ta łajza linia i Gierowskiego refleksja nad nią
W maju zeszłego roku trafiłem do galerii prowadzonej przez Fundację Stefana Gierowskiego. Tam na ścianach wisiały linie. Na różnych nośnikach i stworzone różnymi technikami. Na przeciwko wejścia wisiało takie żółte maleństwo. Zostało ze mną. Myślałem o nim. Zabrałem z galerii książkę pod tytułem „Akwarele” gdzie w rozmowie Stefan Gierowski opowiada o linii. O tym jaką pełni funkcję względem przestrzeni. Puste płótno jest żadne, ale takie z linią można podzielić na przestrzeń przed linią i po liniii, na lewo lub na prawo od niej, pod nią i nad nią. A jeśli linie są dwie? W jakim stosunku są do siebie? Jak dzielą przestrzeń?
Te rozważania pociągały mnie, bo były kompletnie abstrakcyjne. Nie miały żadnego realnego desygnatu. Zachwycały prostotą i głębią. Zamyślony nad rzeczonymi kwestiami zacząłem o tym rozmawiać z uczniami. Wyszła z tego pasjonująca lekcja o sztuce, na koniec której usłyszałem chyba najmilszy komentarz ucznia na temat mnie i tego jak działam. Zacząłem się zastanawiać, czy linią można dzielić myśli.
Linia rodzi pustkę
Eksperymenty były proste. Zaczynałem od napisania jednego słowa po lewej stronie tablicy, następnie dzieliłem ją na pół pionową linią. Prosiłem o skojarzenia z napisanym słowem (i to jeszcze szło w oczywisty sposób), a później pytałem co jest po drugiej stronie. Kiedy kreska była pionowa zazwyczaj było łatwo – pojawiały się przeciwieństwa napisanego słowa i skojarzenia z nimi. Jeli tablicę dzieliłem na więcej niż 2 części pionowymi liniami w kolejnych przestrzeniach pojawiały się stopnie lub aspekty pierwotnego słowa (np. jeśli napisałem wykroczenia, to w przestrzeni po prawej było przestępstwo, a dalej zbrodnia) Mniej oczywiste rzeczy działy się gdy linia była pozioma… W dużym skrócie im wyżej na tablicy tym bliżej do kategorii, wartości, uniwersaliów. Im niżej tym bardziej piszemy rzeczy konkretne – fakty, zdarzenia.
Pustka pociąga
Po eksperymentach z liniami przyszedł czas na przecinanie ich. Tak okazało się, że wróciłem do tabeli. Ale już nie jako neurologicznie przyjemnej struktury, tylko jako do fizycznej siatki kartograficznej nakładanej na rzeczywistość. Okazało się, że praktyka, działanie, akcja są wtedy, gdy tabela kusi pustką. Pojawiają się tylko główne kategorie, lub konkretne przykłady, z których trzeba wywnioskować kategorie. Rozpoczyna się dyskusja z tym co jest ważne, ważniejsze, bardziej lub mniej ogólne. Ta dyskusja nie musi być widoczna, lub uświadamiana. Ona może po cichu odbywać się w użytkownikach przestrzeni opanowanej przez przecinające się linie. Trochę jak u Kartezjusza. Świat zaczyna mieć punkt odniesienia. Tak jak kartografowie nie znosili pustych plam na mapach tak moi uczniowie z chęcią zwalczają białe prostokąty w tabelach.
Ornstein, A. C., Hunkins, F. P., & Kruszewski, K. (1999). Program szkolny: założenia, zasady, problematyka. Warszawa: Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne.
Ten post powstał w ramach świetnej akcji rozpoczętej na Instagramie a opatrzonej #takuczę. Pisałem na ten temat już w tym miejscu.