Pierwsze zajęcia odbyły się w piątek. Były w budynku. Byli studenci, z którymi się znamy i nowi. Wracając z uczelni spadła na mnie refleksja tak potężna, że postanowiłem ją tu opisać. Jednak zanim, chcę pokazać kontekst w jakim się pojawiła, czyli co się wydarzyło w końcu ostatniego semestru, w wakacje, w tym tygodniu i jak z tego wyprowadzam wniosek, że ten rok akademicki nie prowadzi nas do normalności, a raczej będzie o powrocie do nieznanego, takiego z początku roku 2020.
Marzenia o powrocie do nieznanego
Kończąc zajęcia w poprzednim semestrze, w czerwcu i na początku lipca byłem tak wspaniale zmęczony, że znów miałem okazję dowiedzieć się gdzie jest moje absolutne minimum. Jeszcze na początku zdalnego pisałem o tym, co stawiamy sobie za cel (tutaj). Widzę też, że moje minimum się zmieniło. Udało mi się większości studentów nie tylko wpisać oceny, ale też skomentować prace. Wypracowałem sobie system i wydaje mi się, że nie pominąłem wiele.
Jednocześnie zawziąłem się w czerwcu by dokumentować moje refleksje. Z kilkoma wyjątkami udało mi się publikować raz w tygodniu. Dzięki temu mogłem pozostać w refleksji i nie odkładać wszystkiego na koniec sierpnia.
Natomiast jedną z największych presji zorganizowałem sobie w kwestii odpoczynku. Powiedziałem sobie, że skoro jestem tak strasznie zmęczony to muszę się solidnie przyłożyć i odpocząć. Tyle prowadziłem spotkań, tyle napisałem i powiedziałem o odpoczynku, że aż głupio gdybym tego nie zrobił. Jednak wymuszony odpoczynek wcale nie spowodował regeneracji. Paradoksalnie bardziej odpocząłem pracując fizycznie niż spokojnie leżąc i nic-nie-robiąc.
Youtube
To robienie filmów ma kilka źródeł. Jedno z nich jest bardzo przyziemne – kupiłeś tę kamerę za tyle monet i co? Tyle spędziłeś na uczeniu się technik, tyle pytań zadałeś zawodowcom i co? Zatem trochę jest to wprawka techniczna, próba i błędy.
Ponadto jedną z ważniejszych rzeczy w tym nagrywaniu jest moment kiedy wszystko jest już ustawione, nabieram powietrza i… I co ja teraz powiem?
Ta presja jest we mnie. To wyobrażenie, że muszę mądrze, porywająco albo przynajmniej ciekawie. Nie muszę. Głównie dlatego, że nie zakładam szerokiego grona odbiorców, nie twierdzę, że moje treści muszą się nieść. Zatem do wiszącego nad moim pokoleniem oczekiwania zawartego w słowach „speak your truth” dodałem sobie „because noone cares”.
Zatem staję raz w tygodniu przed martwym okiem kamery i mówię swoją prawdę bo nikogo to nie obejdzie. Może parę osób spędzi czas z moim filmem, ale nie zależy mi na uświadamianiu, poruszaniu, dostarczaniu rozrywki. Robię to bo lubię się bardziej gdy to robię. Mam kilka osób, które to oglądają i jestem z nimi w kontakcie.
Tiktok
I jakiś czas po otwarciu kanału na youtube pojawił się TikTok. Oglądałem filmiki tam od 2 lat, byłem zaskoczony klarownością przekazu. Tam treści są poważnie przemyślane, mają konwencję własną, pasują do konwencji miejsca, reagują na zmiany w trendach.
Po wrzuceniu kilku filmów doświadczyłem czegoś, co w mojej przygodnie z mediami społecznościowymi jeszcze się nie zdarzyło. Rozsypały się serduszka i obserwacje, ale co jeszcze bardziej zaskakujące pojawiły się komentarze. Nigdy w mojej obecności w mediach społecznościowych tak wiele osób nie postanowiło, że coś napisze.
Minęło kilka dni i poczułem, że ja nie mam żadnego kontaktu z tymi ludźmi. Piszą, oglądają, poniższy filmik był oglądany przez użytkowników TikToka przez 117 godzin. I to nic nie znaczy. Dla mnie, dla nich. Skonsumowali coś. Pewnie już nie pamiętają. Pewnie nie pamiętali już w trakcie oglądania.
Nie mówię tego, żeby komuś umniejszyć, raczej zwracam uwagę na specyfikę medium i losów przekazów w tym medium. Na TikToku jest tylko emocja, jakaś poznawcze zaangażowanie, ale wszystko rozbija się o szybką reakcję tak/nie. Zatem trzeba wiedzieć co się mówi, jak się mówi i jak się wygląda robiąc to.
TikTok zatem dał mi doświadczyć bycia słuchanym przez duże grono ludzi, którym generalnie nie zależy na słuchaniu. Pewnie jest w tym gronie kilka osób, które robią więcej niż konsumują, ale ta platforma nie ułatwia spotkania się z nimi.
@maciejjonek Emocje nje mają przeciwieństw ##psychologia ##emocje
♬ dźwięk oryginalny - Maciej Jonek
Zachwycony działaniem TikToka poszedłem za kolejną namową i napisałem parę rzeczy na LinkedIn. To jeszcze ciekawsze doświadczenie, bo mam wrażenie, że tam to już kompletnie nie potrafię dopasować treści do miejsca. Ludzie nie reagują i generalnie się tam nie reaguje. Może dlatego, że mam wyłączoną opcję „szukam pracy”. Zatem LinkedIn dał mi doświadczyć sytuacji, w której mówię i nic.
Zobacz zielone
Wraz ze stowarzyszeniem O! Kultura realizujemy różne działania skierowane do młodych Wałbrzyszan, w zeszłym roku mówiliśmy o ptakach, w tym o drzewach na podwórkach. Czyli o tym, co jest dla wszystkich, za darmo i nie budzi kontrowersji.
Doświadczenia z pracą społeczną zwykle kojarzą mi się z samotnością. Przygotowanie tych spotkań robimy we dwóch z Panem Piotrem. A właściwie to ja mu pomagam, a on robi. Często mamy wrażenie, że to już tak będzie. Zajmowanie się wolontariuszami zwykle pochłania dużo energii i w końcu i tak Pan Piotr i ja.
W tym roku natomiast stało się coś absolutnie niespotykanego. Pojawiły się dwie osoby, które same postanowiły pomóc. Miały czyste intencje, gotowość do trudnej pracy, energię i samobieżny entuzjazm.
Zatem mam w te wakacje też doświadczenie tego, że uparte robienie (a nie mówienie) w końcu porusza inne robienie.
Większość nauczycieli uważa, że idzie im lepiej niż innym
W badaniu Buchar i Wierzbickiej z 2020 roku pojawia się dość zajmująca statystyka. Otóż okazuje się, że nauczyciele uważają, że podczas zdalnego radzili sobie lepiej niż inni nauczyciele w ich szkole.
Z pozoru wspaniale. Jednak ten wynik nie dawał mi spokoju. Po czasie doszedłem do wniosku, że z tego uczucia, że idzie mi lepiej w efekcie wynika wyobcowanie. Albo to przekonanie jest wynikiem wyobcowania. Bo jeśli mi idzie lepiej niż innym, to nie do końca mam z nimi o czym gadać, nie mam powodu z nimi być, dzielić się. A jeśli to z założeniem, że ja potrafię a oni nie.
Sam często uważam, że jestem sam z moim pomysłem na edukację. Że innych nie interesuje wchodzenie w dialog o szkole, uczeniu i budowaniu specjalistów, którzy stawią czoła swoim życiom.
Te myśli tłoczyły się w mojej głowie podczas przygotowania ważnego dla mnie wystąpienia przed nauczycielami. Postanowiłem, że powiem jak czuję. Tak jak jeszcze tego nie robiłem. Nie schowam się za naukowym woalem i wywalę prosto z mostu dlaczego odosobnienie karmi nasze przekonanie o sukcesie i w efekcie nam szkodzi. A potem poszła lawina, w której końcu dowodzę, że pomysł współczesnych rewolucjonistów, speców od przebudzeń i nagradzanych magików ma prawie sto lat. Nie byłem w tym grzeczny i nawet nie byłem spokojny. Poczułem się dobrze z tą moją prawdą. I o dziwo została dość dobrze przyjęta.
To pokazało mi, że operujemy hektotonami presumpcji typu „polscy nauczyciele” dzisiejsza szkoła/młodzież/rodzina”, „minister edukacji i nauki”, które nic nie znaczą, bo żeby z kimś pogadać i nie urwać mu głowy trzeba odłożyć je na bok, albo nie rozmawiać, słać mądrość do netu i uważać się za lepszego.
Po powrocie do nieznanego
Zatem mam fajne doświadczenie w mówieniu do różnych megafonów i robienia różnych rzeczy. Niektóre przynoszą efekty a inne nie. Niektóre są przyjemne a inne jedynie mozolne. Nastawiłem się na ruch, na ładowanie energii z całej siły w świat i zobaczyłem, że niekiedy świat odpowiada, ugina się, dogrywa kontrapunkt, uśmiecha się i patrzy. Wychodziłem w piątek do studentów z myślą, że jak naładuję energii i treści wielką szuflą to będzie ok. To przyjmą, nie będą niezadowoleni.
I wtedy ich zobaczyłem.
To absurdalne wzruszenie, raptowna czułość i wiatr w żaglach. Ja na scenie, oni na swoim miejscu, żarty wchodzą i oni na nie reagują, a nie tylko referują, że się uśmiali. Pytania, dociekania i ten bezcenny ruch powietrza, którego nie da się zastąpić nawet najszybszym transferem danych.
Zasklepiłem się w marcu 2020. Żeby nie czuć straty, żeby nie zawieść. Jednak będąc z nimi w sali przypomniało mi się to wszystko. Dobrze jest doświadczać wysokiej jakości usługę edukacyjną, dobrze jest być w tym autentycznym, powtarzalnym i (o zgrozo) hybrydowym – zdolnym do robienia tego na odległość, z bliska, synchronicznie i asynchronicznie. Tak. Tylko ja autentycznie lubię być z nimi w sali. To mnie cieszy, jara, inspiruje, spełnia i daje błogość, bo nigdy nie wiesz co się stanie, ale sytuacja jest opanowana, wszystko widać.
Zatem mówiąc o powrocie do nieznanego myślę o tym ekscytującej niewiadomej płynącej ze spotkania z człowiekiem. Bo te onlajny, przyznaj, takie na jedno kopyto.
Czas się spotkać
Ucieszyłem się w ostatnich miesiącach. Ucieszyłem się mówieniem, tym, że słuchają, że nie słuchają, że reagują, że olewają. Ucieszyłem się tym, że moje działania niosą za sobą działania innych.
Cieszę się, że przede mną zajęcia w sali. Jednak najbardziej żywię w sobie entuzjazm, bo znów mi się ułożyło co ważne w pracy i to, po co ta praca.
Idzie nieznane. Znów. Zatem proponuję, żebyśmy włożyli intencje, namysł i energię w to, żebyśmy się spotkali.
PS. dodawanie
Wiele rzeczy w życiu łączy się ze zmianą. Często nieznane powoduje, że musimy z tego co mamy przejść do czegoś nowego. Jednak najważniejsze doświadczenie ostatnich miesięcy pokazuje mi, że w rzeczach ważnych nie ma zmiany. Jest tylko dodawanie. To nie chodzi o to, żeby dzielić miłość, którą się ma, tylko żeby być otwartym na to, że przyjdzie jej więcej. Czasem trzeba robić tym co się ma tu gdzie się jest. I z tego robienia przychodzi więcej. Nie inaczej, nie lepiej. Więcej.
Ignacy i Antoni, pierwsza wspólna sobota