Baśnie Andersena” Macieja Podstawnego i Doroty Kowalkowskiej widziałem w Sosnowcu w niedzielę (05.06.2022). Spektakl jest dla dzieci, co w wykonaniu tego duetu znaczy coś zupełnie innego niż myślisz. Stąd moje trzy refleksje dla ludzi pracujących z ludźmi niedojrzałymi.

Czy można zasmucać dzieci?

Pewnie moja definicja dziecka, zaciągnięta z psychologii rozwojowej (dziecko – człowiek niedojrzały) może kogoś zasmucić, albo zezłościć. Jednak z pewnością nie tak, jak wieść o śmierci Dziewczynki z zapałkami, abo o tym, że Mała Syrenka zmieniła się w morską pianę. Przygnębiać może opowieść o ciągle porywanej Calineczce, przeklętym losie Cynowego Żołnierzyka, osamotnieniu Brzydkiego Kaczątka. Andersen oddając te baśnie dzieciom nie chciał jedynie spowodować smutku, jednak niewątpliwie był to element spotkania z jego opowieściami. Autorzy spektaklu, z pełną świadomością efektu, podejmują się opowiadania tych historii dziś, gdy tak pieczołowicie sprawiamy wrażenie, że dbamy o zdrowie psychiczne dzieci, o ich dobrostan, równowagę i rozwój osobisty. Czy oni tak mogą?

Dzieci nie muszą czuć tylko radości. Jeśli ze swojej niedojrzałości mają kiedyś przejść w dojrzałość potrzebują doświadczać. Natomiast zasmucanie dla zasmucania (podobnie jak bezcelowe rozweselanie) jest dla mnie narzucaniem emocji, a zatem zachowaniem przemocowym. To trochę tak jak wywiezienie młodego człowieka do lasu i pozostawienie go tam, bo tak.

Kowalkowska z Podstawnym i całym zespołem aktorskim dbają o to, by wycieczka do świata trudnych uczuć nie polegała na porzuceniu. Uważnie i skutecznie dają młodym takie narzędzia by z gęstwiny smutku, strachu i zimna dało się wyjść. Mobilizują odbiorców do emocjonalnej podróży dając im na każdym kroku narzędzia, by porządkować, trawić i integrować przeżycia. Dlatego czułe głosy, obecność bezpiecznych dorosłych na scenie, kolory, scenografia są jak dłonie wyciągnięte do widza, który łapie równowagę w opowiadanym świecie.

Zatem Maciej i Dorota z całym zespołem mogą zasmucać mojego syna. Dlatego go zabrałem. Ale nie tylko dlatego

Baśń wymaga obecności

Mam nadzieję, że gdy myślisz o baśniach gdzieś w twojej pamięci jest czuły dorosły z książką, który bardziej opowiada niż czyta, a potem zostaje by porozmawiać, albo po prostu zostaje. Opowiadanie baśni zawsze jest wplecione w codzienność. Magiczne lasy, kwiaty z elfami w środku wyrastają zwykle w pokojach gdzie odrabiamy lekcje i trzeba odkurzać dywan. Spotykamy smoki, syreny, rock’n’rollowe krety w pomieszczeniach gdzie trzeba myć okna, milczeć o swojej złości i dawać niechciane buziaki dalekim krewnym.

Obecność nie polega na tłumaczeniu, czy wytyczaniu ścieżki interpretacji. Jest raczej we wspólnym zastanawianiu się co się stało i co ważniejsze – co trzeba by zrobić, żeby tak się nie stało. Takie spostrzeżenia stają się pewnego rodzaju przymierzem, postanowieniem dziecka słuchającego w obecności opowiadającego dorosłego. „Nie wolno kogoś porywać”, „Nie można się z kimś nie bawić bo ma brzydką koszulkę” to tak na prawdę obietnice, że ja tak robić nie będę. Wtedy nam pozostaje powiedzieć „I słusznie”. Nie trzeba wykładów, pogadanek i rad. Wystarczy być z młodym człowiekiem w symulatorze emocji jakim są baśnie.

Przyjdź przygotowany

Jedną z ważniejszych rzeczy o teatrze, które usłyszałem, chyba od Ryszarda Węgrzyna, była odpowiedź na pytanie jakiego widza chciałby widzieć na spektaklach, w których gra. Powiedział, że przygotowanego. Dlatego starałem się potem przed każdą sztuką pójść do biblioteki i przeczytać dramat. Znać temat. Też dlatego przed niedzielnym spektaklem spędziłem chwilkę z Ignacym na słuchaniu baśni Andersena. I miało to sens. Te porozumiewawcze spojrzenia z moim współwidzem mówiły: „Znam to!”. Pozwalały zobaczyć jak opowiadana jest historia, a nie tylko o czym jest. To powoduje, że wykonawcy i autorzy spektaklu stają w zestawieniu gdzieś na równi z dziadkami, rodzicami, ciociami i wujkami.

Ale to nie refleksja dla dorosłych. Ważniejsze jest to, że jeśli chcesz opowiedzieć dzieciom baśń musisz ją znać. Wiedzieć więcej niż tylko to, co w tekście. Trzeba zobaczyć autora, przejrzeć intencje, opleść myślą bohaterów i chwycić atmosferę. Dlatego, że dzieci nie dają przestrzeni na szycie na bieżąco. Przekaz musi być spójny, gotowy i kompletny. Nie można mówić do dziecka i jednocześnie dumać co się powie. Ich uwaga nie pozwoli im czekać. Znudzą się, rozproszą, znajdą inny konkret. I Sosnowiecki Teatr Zagłębia przychodzi przygotowany. Jak ściana dźwięku na rockowych koncertach na widzów spada gęsta tkanina opowieści, dramaturgii, kolorów, postaci, obiektów, zmian. Nie przytłacza. Porywa. Wiedzie. Daje czas by smakować i dynamikę by nie uśpić.

Zatem po „Baśniach Andersena” uważam, że trzeba mieć dłonie wyciągnięte w stronę doświadczających ku dorosłości dzieciom, być świadkiem podejmowania przez młodych postanowień na życie i wiedzieć, co się chce powiedzieć nim się zacznie mówić. A dla ludzi, którzy mają w pobliżu lub w sobie dziecko zalecam wycieczkę do Sosnowca we wrześniu.

Do zobaczenia!

PS. Kupię wędkę, przezroczysty parasol, folię malarską i małe światełka na baterie.