Dzieci są ważnym kontekstem w rozmowach o ekologii i dbaniu o środowisko. W końcu to im je „zostawimy”. Dbanie o otoczenie jest pośrednio dbaniem o przyszłe pokolenia. To jednak nie wszystko. W dzieciach jest coś, co często nam umyka. Opowiem ci dziś dlaczego tak się dzieje i co przez to tracimy. Ekologia z dzieckiem, jako punktem odniesienia jest drogą od kultury do natury.

Wychowanie – ekologia z dzieckiem w procesie cywilizacji

Definiując swoją rolę jako rodzica, nauczyciela, psychologa często posługuję się określeniem, głoszącym, że wychowanie to droga od natury do kultury. To wielkie założenie, bo powoduje, że w wyniku mojego działania istotka stanie się uczestnikiem wszystkiego co stworzyliśmy podczas naszego epizodu na Ziemi. To nie jest proste. Nie wszystko co jest w naszej kulturze jest w zgodzie ze mną, nie wszytko jest zrozumiałe, ładne.

Wychowanie bardzo często traktowane jest jako proces jednokierunkowy i z jasno określonymi rolami – jest ten, który wychowuje i ten, który jest wychowywany. Ludzie kultury wybierają się do natury „po” dziecko. Zakładają, że to oni mają wiedzę, doświadczenie, książki, internet i ład moralny w sobie. Dziecko jest zagubione, nie rozumie, nie postrzega, nie posługuje się rozumem. Jest prymitywne, dzikie, bardziej zwierzęce niż cywilizowane. Trzeba mu z tym pomóc. I przez to tak wiele nam umyka.

Ekologia z dzieckiem otoczonym życiem

Świat dziecka jest żywy. Przez grube miesiące żyje ono w przekonaniu, że jest fizyczną częścią swojej matki. Świat jest niepewny i zdaje się znikać gdy zamykamy oczy. Nie ma żadnej pewności, że zabawki schowane do szafki zmaterializują się gdy znów ją otworzymy. Umysł dziecka nie ma w sobie wielu kategorii. Wszystko co postrzega jest zatem istotowo do siebie zbliżone. Jeśli ja żyję, to nie ma podstaw, żeby uważać, że reszta postrzeganych rzeczy robi coś innego.

Dlatego tak łatwo bawić się przedmiotami. Lalki stają się dziewczynkami, samochody mają charakter, łyżka może być samolotem. Wszystkie te elementy pełne są życia. To wspaniały świat. Miejsce, w którym napełniam moim życiem wszystko co postrzegam. Wszystko czym poruszę ma ten ruch w sobie. Zatem jest żywe. Koty, drzewa głaskane wiatrem, rodzice też są żywi, bo przecież są w ruchu. Żywe istoty są sobie równe, bo nie da się żyć trochę – albo żyje, albo nie. Jeśli ktoś się nie rusza, na przykład kamień, to znaczy, że musi mu się strasznie nudzić. Oczekuje na poruszenie. Piaget pozwalał sobie nawet na twierdzenie, że dzieci uważają, że wszystko ma duszę!

Psychologowie nazywają to animizm dziecięcy i przechodzą nad sprawą do porządku dziennego. Nie ma co zachwycać się niepraktycznym dziwactwem poznawczym tylko obserwować czy prawidłowo zanika.

Ekologia z dzieckiem i sprawiedliwością immanentną

„Kara cię nie minie.” – myślą dzieci patrząc jak tata jedzie autem za szybko. „Złapie cię policjant i pójdziesz do więzienia.” – mówią rodzicowi w pośpiechu. Dzieci zakładają, że sprawiedliwość jest cechą świata. Nie trzeba by czyn karygodny był przez kogoś zaobserwowany, nie ma znaczenia intencja i szkodliwość czynu. Jeśli złamałeś zasady sprawiedliwość cię dosięgnie.

Posługuję się pojęciem sprawiedliwości dla jasnego zilustrowania o co mi chodzi, ale w samym pojęciu trzeba parę rzeczy usystematyzować. Sprawiedliwość nie istnieje. Jest postulatem teoretycznym, jak liczba 0, albo „kolor” czarny. One w przyrodzie nie występują. Posługujemy się nimi, żeby coś przywołać, uzmysłowić. Jednak dzieci nie muszą nosić się się z takim bagażem. Sprawiedliwość znaczy, że jeśli ty robisz czemuś coś nie tak, to nie tak zrobi tobie coś. Kropka. Żadnej moralności, bogów, sądów. Po prostu prawo świata, wynikające bezpośrednio i koniecznie z niego (immanentne światu).

Ekologia z Królem Maciusiem

Pewnie może się już wydawać, że idę w stronę tezy, że należy w sprawach ekologii być bardziej dzieckiem niż dorosłym. Niestety, ten infantylizm jest mi bardzo nie po drodze. Nie lubię myśli, że dzieci mogłyby rządzić światem skuteczniej od nas. Zwłaszcza, że rządzą, tylko noszą stare ciała.

Raczej chcę zwrócić uwagę, że gdzieś po drodze z natury do kultury wyrzucamy z umysłu rzeczy niepraktyczne. Na przykład myśl o tym, że wszystko ma duszę. Niektórzy je zachowują i przez to zajmują dość niecodzienne miejsca w rzeczywistości, jako np. artyści lub prowadzący Grand Tour (a wcześniej Top Gear).

Chodzi mi o to, że szukanie duszy w przedmiotach raczej wyklucza ze społecznego głównego nurtu. Troszczymy się raczej o rozwijanie zrozumienia fizyki, mechaniki, biologii, chemii rzeczy niż ich duchowości. Transferu naszego życia w te obiekty. Z małym wyjątkiem…

Symbole i symbolika

Ostatnio czytałem o Gwieździe Dawida. Okazuje się, że składa się z dwóch trójkątów reprezentujących męski (trójkąt skierowany w górę) i żeński (skierowany w dół) aspekt świata oraz pięć mniejszych trójkątów symbolizujących podstawowe elementy.

Mój dziadek ma szpadę. Górniczą. Poszedł bym za nią. Choć jest stalowym patykiem dla mnie znaczy: honor, duma z pracy, rycerz. Dziadek wzór.

Umówiliśmy się na kilka obiektów, którym pozostawiamy znaczenie większe niż wynika z tego, z czego są zrobione. Niektórzy nawet uważają, że te symbole noszą znaczenie niezależnie od ludzkiego ich pojmowania. Ale to na następny raz. Tu chcę powiedzieć, że kiedyś każdy przedmiot miał znaczenie ponad własną fizyczność. Miał duszę, cokolwiek to znaczy dla trzylatka lub badającego go francuskiego psychologa.

Udało nam się z dziecinnego przekonania o tym, że wszystko żyje zrobić część kultury. Jednak nie wszystkie obiekty wzbogaciliśmy naszym cywilizowanym kontekstem semantycznym. Niektóre pozostały po prostu drzewami, zwierzętami, pogodą. Może przyjdzie na nas immanentna sprawiedliwość za pozostawienie ich. Za pozbawienie znaczenia. A może zgubi nas indolencja w odczytywaniu symboli lisa, osła, białego orła i homara. Może zapatrzenie w geometryczne niemożliwości oddala nas od świata.

Spojrzenie na świat z założeniami immanentnej sprawiedliwości i wszechobecnego życia stawia nas w jasnej powinności: Traktuj to co postrzegasz jak warte życia. Nie oczekuj sprawiedliwości, i tak przyjdzie.


Niniejszy tekst powstaje jako notatka z refleksji nad ekologią wokół 4 projektu w ramach Konkursu imienia Jana Dormana realizowanego przez Teatr Dramatyczny im Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu. Projekt koordynuje Dorota Kowalkowska. Podobnie jak przy Dzikim będę współpracował z Dorotą dzieląc się refleksjami i konsultując proces powstawania spektaklu