Pierwszy raz od połowy marca usiadłem wczoraj do książki niebranżowej. Planowałem niczego się z niej nie nauczyć. Nic nie przemyśleć. Nic pod jej wpływem nie zmieniać. Akurat dobrze się złożyło bo we wtorek dostałem zbiór opowiadań Raphaela Boba-Waksberga „Ktoś, kto będzie cię kochał w całej twej nędznej glorii”. Postanowiłem zatem opowiedzieć Ci o mocy prostych historii.
Historie, które opowiada autor BoJacka Horsemana mają w sobie tę niepowtarzalną amerykańską pustkę. Bohaterowie są zwykli, ich sprawy przyziemne, motywacje przeciętne a losy przewidywalne. Jednak pozostawiają mnie w zatrzymaniu, zdziwieniu i zadumie. Mimo że nic w nich na to nie wskazuje. Nie są to wielkie losy, niezapomniane przygody. Ta absencja dostojności jest pociągająca. Jak pustka przed restauracją w „Nocnych Markach” Hoppera, albo to uczucie, po „Miriam” Trumana Capote. Coś jest nie tak. Coś niepokoi. A z drugiej strony przecież wszystko jest. Czym się martwisz?
O mocy prostych historii decyduje napięcie, które można utkać ze zwykłych zjawisk i takiego naszego ogólnoludzkiego ich rozumienia. W zdaniu „Coraz częściej zerkała znad gazety w stronę drzwi.” jest wszytko, co Ci potrzebne by poczuć. Trochę złości, wyczekiwania, niepewności, nadziei. A co ważniejsze, to zdanie powoduje, że te uczucia są twoje. Nikt ich nie narzuca, nie podaje do zjedzenia, nie przyprawia i nie indywidualizuje. One w tym zdaniu są. To zdanie może też nie wzbudzić nic. I wspaniale. Jak nie budzi idziesz dalej. Nic nie tracisz. Historia nie była dla Ciebie. No hard feelings, love.
O mocy prostych historii decyduje zrozumienie słuchacza
Opowiadamy zawsze komuś. Nawet teraz, kiedy piszę te słowa kieruję je do konkretnych osób. W środku mnie jest nadzieja, że poza nimi ktoś jeszcze się nimi zainteresuje, ale wiem, na kim mi zależy.
Tak samo jest w tej naszej edukacyjnej przygodzie. Zwłaszcza w jej internetowym rozdziale. Gdzieś w tym wszystkim jest historia, która spaja, nadaje znaczenie temu czego się uczymy, co przekazujemy i jak to robimy. Często jest też tak, że ta historia jest, a my jej nie znamy. Rzeczy plotą się jak naniesione śliną na język i właściwie nie wiadomo dlaczego tak. Jednak nie jest to z przypadku. Jest w tym sens. Może nie epicki i psychomachijny, ale jednak. Im głębiej go chwycimy tym spójniejsze będzie to, co opowiadamy uczniom przez kamerki i komunikatory.
Często jest tak, że by dostrzec historię, która opowiadamy uczniom o ich edukacji trzeba posłuchać tego, w jakich okolicznościach te opowieści się przeplatają. Wtedy można przywołać wszystkich bohaterów do jednego wątku, bo wiadomo gdzie są, co ich zajmuje, czego się obawiają i czego oczekują.
To szczególnie ważne dziś. Gdy dni są bliźniacze. Wciągnął dres, zrobił tosty, odpalił kompa. Słucha pani, przegląda memy, planuje mecze. Gada z resztą na messengerze. Wisi w budyniowej zawiesinie między snem a robieniem czegoś. A może toczy walkę z bratem o tableta. Siądzie tylko na chwilę, gdy czmychnie do łazienki. Może nie włącza kamerki bo nie chce Ci pokazać swojego świata. Ze wstydu, albo samodzielności. To proste są historie.
O mocy prostych historii w tworzeniu wspólnoty
Zaraz przyjdzie czas podsumowań. Idzie czerwiec. Może czekają nas wirtualne akademie, które tym razem odbędą się w internecie. Może przyjdzie nam sprawozdawać, z tego co było online. Ktoś poda liczby, inny pokaże wykres. Sprawy rozejdą się po kościach. Będzie jakaś różnica w stosunku do lat ubiegłych, ale czy aż tak ważna?
Ta nomotetyczna hegemonia statystyk i analiz musi zostać zrównoważona prostymi historiami naszych uczniów. Owszem centyle i staniny, ale też ten wstyd przed domem, który można zobaczyć w kamerce, synapsy pokryte ebonitem i zalane monotonią lustrzanych dni. Niepewność. Wycofane zaufanie i samotność.
Nikt tych historii nie doceni i nie opowie. Poza nauczycielami. Nikt nie nada sensu temu zdarzeniu poza tymi, którzy przez kilka godzin w ciągu dnia byli gośćmi w zamkniętych domach.
Te opowieści o uczniach, o nas, o pojedynczych zdarzeniach mają ogromną wagę w rozumieniu tego, co nas spotyka. Statystyki są super. Pokazują całość. Ale nikt z nas nie pracuje z całością. Pracujemy z konkretnymi ludźmi. Mamy przestrzeń by ich słuchać a potem obowiązek świadczyć o mocy prostych historii.
I tak jak za pustką na ulicy malowanej przez Hoppera stoi poświęcenie młodych ludzi tak za inicjałami w Teamsie jest czyjaś historia. Możesz być ostatnim człowiekiem, który się nią zainteresuje, przyjrzy się. Odnajdzie sens.