Sypialnie stały się biurami, stoły w kuchni klasami szkolnymi, łazienki ostatnim bastionem prywatności. Po dwóch miesiącach home office wiemy już bardzo dużo o zdalnej działalności. Okazało się co działa, co jest niemożliwe, a co przychodzi dużo łatwiej. W tym wszystkim może nam umknąć to, że praca z domu to umiejętność. Coś nowego, czego nie robiliśmy do tej pory. Trzeba się tego nauczyć, ale to wcale nie znaczy, że zapomnieliśmy jak się pracuje. Poniżej opowiem Ci o kilku moich refleksjach i zaproszę Cię do dalszej rozmowy.

Produktywność

To słowo ma coraz więcej znaczeń i coraz mniej faktycznie oznacza. Bo jest cechą (jestem produktywny), uczuciem (czuję się produktywnie), celem (dziś będę produktywny) oraz nagrodą (dziś byłem produktywny). Tak często posługujemy się tą kategorią, że umyka nam jej znaczenie. No bo tak serio, po czym poznać, że ktoś jest produktywny? Po ilości zrobionych rzeczy? Po jakości tych rzeczy? A może po fotografii listy to-do ze skreślonymi wszystkimi zadaniami zamieszczonej na instagramie?

A może trzeba się skupić na tym, czy wyprodukowaliśmy coś dziś. W sensie szerokim, bo nie koniecznie każdy z nas może spojrzeć na koniec dnia na ilość uszytych maseczek, albo wysłanych paczek. Jednak warto zadać sobie pytanie wychodząc z home office: „Co się dziś stało? Do czego doprowadziłem, co się zmieniło pod wpływem mojego działania?”. To pytanie jest trudne i bardzo łatwo jest je oddalić odpowiadając „nic”. A to nie zawsze prawda. Praca z domu to umiejętność dostrzegania sensu w tym co robimy.

Jak nie malować trawnika?

Czasem łapiemy się na tym, że odhaczamy z listy rzeczy, które nie są doprowadzone końca. Nadajemy rangę działaniom, które kompletnie nie powinny jej mieć. Trochę z obawy przed przyznaniem się przed sobą, że nic nie zrobiliśmy przez cały czas, kiedy mieliśmy pracować. „Przecież wysłałem masowego maila do 500 osób, więc nie można powiedzieć, ze nie prowadzę komunikacji z klientami”, „Przecież patrzyłem na książkę przez cały dzień więc nie można powiedzieć, że się nie uczyłem”.

Jednak zaliczanie prawie-działań do grona rzeczy skończonych nie daje nam satysfakcji, nie przynosi ulgi, rozładowania napięcia. Oddala od nas konieczność spojrzenia na skuteczność naszej pracy. Czasem taka metoda sprawdza się przez miesiące, ale jednak zawsze przychodzi moment, kiedy trzeba spojrzeć na realne efekty tego co robimy. Praca z domu to umiejętność poddawania się samoocenie i bycia dla siebie przedmiotem stałego badania.

Dlatego proponuję poświęcić dziennie więcej czasu na dostrzeganie tego co zrobiliśmy. Raczej utrudniać nam będzie w tym porównywanie listy zaplanowanych czynności z tymi faktycznie wykonanymi. Po części dlatego, że jest to analiza ilościowa, więc nie obejmuje jakości tego co zrobiliśmy. Ale przede wszystkim dlatego, że jeśli uda nam się skreślić wszystko z listy to otrzymamy poczucie satysfakcji bez konieczności zagłębiania się w sens i znaczenie tego co zrobiliśmy w ciągu dnia.

Stąd sensowne jest tworzenie list i planów, ale nie jest konieczne traktowanie ich jako wyznaczników produktywności, dlatego, że one powodują w nas potrzebę malowania trawnika, dopasowywania rzeczywistości do pięknie rozrysowanych schematów z bullet plannerów. Takie proste rozliczanie się z zadań może utrzymać motywację na kilka tygodni, jednak później pojawią się ważne wątpliwości – skreślam codziennie i co z tego?

Nie mam już siły

I wspaniale! Trzeba mieć szczerość i odwagę, żeby sobie tak powiedzieć. Ważne jest też to, by nie wykańczać się własnym zmęczeniem. Jeśli nie masz sił – odłóż to, co robisz. Nie zgrywaj kozaka przed wyimaginowaną widownią. Zmęczenie przychodzi po produktywnej pracy i po dniu oglądania kotków w internecie. Tak jesteśmy zaprogramowani. Zmienia się kąt padania światła, zmierzcha i automatycznie czujemy, że na dziś dość (u niektórych nie zmierzcha tylko świta, ale sens jest ten sam).

Istotne jest to, z czego wynika nasze zmęczenie. Bo jeśli przychodzi ono po dniu, w którym mamy poczucie sensu, osiągnięcia czegoś istotnego to super. Jest to powód do świętowania i radosnego odpoczynku. Jeśli natomiast jesteśmy zmęczeni po dniu, w którym wydaje nam się, że nic nie zrobiliśmy to przytłacza i smuci. Oba wymagają odpoczynku, natomiast tylko jedno tak na prawdę pozwala się zregenerować. Trochę dlatego, że jak odpoczywamy z poczuciem zmarnowanego czasu to nie odpoczywamy, tylko wyrzucamy sobie, że zmarnowaliśmy czas. Dlatego tak istotne jest szukanie sensu w tym co zrobiliśmy. A jeśli planujemy to nie tylko ilość rzeczy, ale też sens, który stoi za ich zrobieniem.

Zaniedbanie tego rozładowania motywacji powoduje, że ona z nami zostaje. To tak jakbyśmy po powrocie do domu zostawiali na podjeździe samochód z włączonym silnikiem i zastanawiali się rano dlaczego on nie chce jechać. Tak samo u nas – budzimy się rano już zmęczeni. To dlatego, że nie rozładowaliśmy motywacji, którą przywołaliśmy do skreślenia rzeczy z listy to-do. Nie poczuliśmy ulgi i satysfakcji z pracy. Praca z domu to umiejętność rozładowywania napięcia, które przywołaliśmy do pracy.

Praca z domu to umiejętność

Czyli nie planować?

Planować. Natomiast trzeba realnie spojrzeć na rolę planowania w naszej pracy. Bo ostatnio widzę, że bardzo wiele radości sprawia nam przygotowanie do działania (czyli planowanie, układanie obiektów, tak, by nasz mózg myślał, że jesteśmy w biurze itd.) ale samo działanie już nie. Niestety. Po pięknym rozpisaniu rzeczy na dni, tygodnie i lata trzeba je robić. I robienie ich jest daleko bardziej ważne i męczące niż planowanie ich.

Poza tym im więcej energii włożymy w planowanie tym bardziej przywiązujemy się do planu i nie koniecznie dostrzegamy to, co w naszej pracy aż krzyczy „Twój plan nie działa!”. Zatem gdy układamy sobie kolejkę zadań na dzień, dobrze jest określić po co je robimy. Punktem odniesienia może być większy projekt, nasze mission statement, wartości, marzenia. Istotne jest, by w momencie gdy materia zacznie stawiać opór i odechce nam się działania pamiętać po co ja to robię. To wcale nie spowoduje, że będzie łatwiej, albo że trzeba będzie wydać mniej energii na zamknięcie spraw. Nie. To tylko oznacza, że będziesz wiedzieć po co robisz, to co robisz i gdy skończysz łatwiej będzie Ci poczuć satysfakcję i odpocząć.

Praca z domu to umiejętność, a żeby się jej nauczyć pamiętaj:

  1. Produktywność to nie jest ostateczny punkt odniesienia. Ważniejszy jest sens tego co robisz niż ilość zamkniętych spraw.
  2. Jesteś dla siebie obiektem badań i samooceny. Jeśli nie robisz tego świadomie i metodycznie to to się odbywa bez twojej kontroli. Zwykle wypadasz wtedy gorzej niż jest w rzeczywistości.
  3. W przyrodzie nic nie ginie. Jeśli przywołujesz motywację do działania to pamiętaj o jej rozładowaniu przed odpoczynkiem. Uwierz sobie gdy mówisz, na dziś zrobiłem ile mogłem. I bądź wiarygodny – mów sobie, że zrobiłeś tyle ile mogłeś, jeśli faktycznie tak było.
  4. Planuj nie tylko działania, ale przede wszystkim sens ich wykonywania.
  5. Uśmiechnij się. Dajesz radę. Możesz więcej. Wszyscy możemy. Nikt nie musi.

Już w przyszłym tygodniu zapraszam na webinar, w którym opowiem więcej o pracy z domu, o moich doświadczeniach sprzed #zostańwdomu i z ostatnich 8 tygodni podczas których nie tylko uczę online, ale też prowadzę firmę i mieszkam z rodziną, która też pracuje i uczy się zdalnie.

Webinar odbędzie się w grupie: Wiedza mnie uskrzydla #DSW

Kategorie: Psychologia