Nie przepadamy za sytuacją, gdy ktoś stawia nam granice. Przestajemy lubić takie osoby. I niby logicznie. Ale dlaczego? Dlatego, że nie chcemy granic? A może dlatego, że osoba stawiająca granice skupia się na sobie i na granicy, a nie na nas. Może wolelibyśmy kogoś, kto zabrania i przytula od kogoś, kto nie zabrania, albo zabrania i kropka.

film

Wyuczony odruch wojenny

Gdy stajemy przed granicą często pojawia się gniew, smutek. Po nich przychodzi chęć negocjowania – walczenia o swoje. Automatycznie wchodzimy na ścieżkę wojenną. Jednak nie jest to reakcja naturalna, tylko wyuczona. Uczymy się tego od osób stawiających nam granice, którym nie jest wygodnie z naszym niezadowoleniem. Dochodzimy w tym społecznym uczeniu się do momentu, gdzie każde „nie” to początek bitwy i często koniec relacji. Nie musi tak być.

Zabrania i przytula bo nie myśli o sobie

Gdy stawiamy granice dzieciom najłatwiej jest zobaczyć potrzebę. Klasyczna scena z dzieckiem płaczącym w markecie z powodu odmowy kupienia zabawki może potoczyć się zupełnie inaczej, gdy zamiast tłumaczyć swoją decyzję przytulimy maleńtasa. Odzwierciedlimy emocje: „chciałbyś te zabawkę. Przykro ci, że jej nie kupimy.” Takie zachowanie nie powoduje, że się uginamy (bo w efekcie zabawka zostaje w sklepie), ale jednak przynosi ulgę. Pozwala emocjom trwać do naturalnego końca. To trudne. Wymaga, żebyśmy w momencie stawiania granic nie koncentrowali się ani na granicy, ani na sobie, tylko na osobie, której postawiona granica krzyżuje plany.

Więcej o tym, czego potrzebują wychowywani od wychowujących tu: „3 cechy dorosłego których potrzebuje nastolatek

To nie zawsze tak jest

Wychowując pewnie warto od siebie oczekiwać takiej postawy. Natomiast są sytuacje i granice, gdy przynosi to szkodę nam. Trochę to zależy od granicy. Bo może być tak, że uniemożliwiamy komuś krzywdzenie nas. Na przykład kończymy przemocowy związek, nie podajemy prywatnych informacji, odmawiamy pracy po godzinach itd. Wtedy przytulanie po zabranianiu może być szkodliwe. A z pewnością nie jest wymagane, bo dbanie o siebie nie wymaga od nas dbania o wszystkich, którzy widzą w nas środek do celu. Poza tym zwykle nie musimy ich wychowywać. Zdanie „Widzę, że szef jest wściekły, że nie skończymy projektu w terminie” po próbie wymuszenia nadgodzin traktuję raczej jak akt bohaterstwa, którego nie wymagam od siebie i nikogo innego.

Władza zabrania i przytula

Mam w głowie jeszcze jedną sytuację. Otóż w wychowaniu pozycja osoby wychowującej jest silniejsza niż wychowywanej, dlatego może sobie z większą łatwością pozwolić na delikatność i zrozumienie. Nie trzeba tego wymagać od osób nieuprzywilejowanych. Podobnie jest z osobami obdarzonymi władzą i wpływem. Wydaje mi się, że tworzenie okazji do wyrażania sprzeciwu, gniewu i strachu, nawet bez propozycji rozwiązania jest cechą dobrego przywódcy (lidera, menadżera). Wysłuchać nie znaczy ugiąć się. A z drugiej strony rzucić rozkaz i nie baczyć na reakcję to. zachowanie z pogranicza przemocy. Nie mówię, że każdy włodarz, szef spółki miejskiej, polityk powinien mieć dyżur na pręgierzu. Tu trzeba zachować granice (nomen omen), ale w poszanowaniu godności i podmiotowości trzeba mówić i słuchać.

Oczywista oczywistość, wiem. Natomiast jeśli nie będziemy o niej pamiętać w działaniu to zdziwienie opresyjnością i takim sthowskim „jeśli nie jesteś ze mną, to jesteś przeciwko mnie” jest bezzasadne.


na zdjęciu furtka w Czechach. Na niej znak i kłódka. Otwarta. Jakoś cieszy mnie taka okoliczność.