„Ja to jestem taki bardziej do ludzi” albo „Nie ufam ludziom, oni są jacyś podejrzani”. Każdy z nas ma jakieś domyślne ustawienie, jakąś podstawową ufność, przychylność do innych ludzi. Z wielu powodów traktujemy to jak cechę. Uważamy, że tacy jesteśmy. Czasem uśmiechamy się do innych, mimo że wcale nie jest to pierwsza reakcja, która przychodzi nam na ich widok. Czasem zachowujemy dystans, bo tak wypada. Są sytuacje, w których zanim wejdziemy do pokoju (albo zalogujemy się do zooma) mówimy sobie: „Tylko nie zachowuj się jak zwykle, to są inni ludzie niż ty.” Żywienie przychylności (jako np. przeciwieństwo żywienia urazy) jest działaniem świadomym i mającym realny wpływ na nasze cechy. Na szczęście wymaga wysiłku i nie da się tego robić automatycznie, nie ma nawyków, które nas wyręczą. Zatem zapraszam do refleksji o przychylności w czasach niedopowiedzeń.
Niedawno wpadłem w rozmowę o założeniach, które robimy przed spotkaniem z człowiekiem online. Zakładamy, że łatwo go znudzić, że ma ważniejsze sprawy niż słuchanie nas, że pewnie w trakcie naszego mówienia je i przegląda instagrama. Założenia te powodują, że spinamy się podczas internetowego występowania i staramy się wypaść jak najlepiej przed, właśnie, nieżyczliwym odbiorcą.
Załóżmy, że nie jest tak źle
Dlaczego wyobrażenie sobie, że ludzie mają dobre intencje i są nam przychylni jest trudniejsze od wyobrażania sobie, że nas nie lubią, śmieją się z nas i nie szanują naszego wysiłku? Mam wrażenie, że odpowiedź jest dłuższa i trudniejsza niż to co zaproponuję, ale mam nadzieję, że będzie to skuteczny trop do szukania zmiany tego nastawienia. Otóż żywienie przychylności zakłada odrobinę otwartości. Takiej gotowości, że trzeba będzie się oprzeć na cudzej przychylności. Dlatego trzeba mieć w sobie gotowość na to, że po drugiej stronie ktoś postanowi nie skupiać się na tym, jak wymawiamy słowa, jak łączymy fakty, jakimi metaforami się posługujemy. Chcielibyśmy nie musieć na to liczyć. Wolelibyśmy zakładać, że jesteśmy wystarczająco dobrze przygotowani, a negatywny odbiór tego co robimy (a przez duży skrót myślowy, który stosujemy też nas) wynika z niechęci odbiorców.
Większość ludzi na świecie nie jest mną. Zatem inaczej myślą, inne rzeczy im przychodzą na myśl, inne mają doświadczenia. Zatem szukam w mówieniu tego, co uniwersalne, tego co niepodważalne, dowodów i przykładów, które nie pozwolą się ze mną kłócić. Niestety w efekcie unikam tego, co nieuniwersalne, nieoczywiste, często niepotwierdzalne, unikatowe. Dzięki temu relacja pozostaje w strefie komfortu. Nie ma kontrowersji i w efekcie dyskusji. Ciszę po drugiej stronie przypisujemy drugiej stronie, bo to oni nie mówią. I w sumie dobrze, bo skoro powiedzieliśmy to, co wszyscy wiedzą to po co dyskutować. Nie ma pożywienia dla wymiany.
Żywienie przychylności to odsłanianie siebie
Oczywiście nie chodzi tu o intelektualny czy emocjonalny ekshibicjonizm, ale o takie wypowiedzi, w których widać mnie, moje myśli, zmagania, niepewność. Nie mówimy tego byle komu. Zwykle o takich sprawach dyskutujemy z bliskimi. Z ludźmi, którzy są nam przychylni, a my im.
Mam głębokie przekonanie, że da się tę sytuację odwrócić. To znaczy, że łatwiej będzie nam patrzeć przychylnie i zakładać przychylność ludzi, którym będziemy mówić o tym, co jest nam bliskie. Nasz system poznawczy uzna: „Ocho, skoro mówi studentom, że nie wie, że się zastanawia, że ten temat w nauce stoi tak i tak, ale on nie ma przekonania to znaczy, że ci studenci są mu przychylni, słuchają go i myślą o tym, co mówi, nawet jak sami się nie odzywają.” Rozumiem, że taka narracja, w której domyślamy się, co myśli ktoś inny jest zarezerwowana dla polskich komentatorów sportowych, ale pokazuje ważny mechanizm. Nasz układ poznawczy działa zgodnie z zasadami, stosując te zasady możemy patrzeć na świat bardziej świadomie.
Żywienie przychylności to nie trik
Stosowanie zasad funkcjonowania układu poznawczego na naszą korzyść stało się trikiem, hackiem, włamaniem, oszukiwaniem. Tak piszą o tym zjawisku autorzy poczytnych książek. Trochę dlatego, że to się sprzedaje, a trochę dlatego, że autorzy poczytnych książek tak o tym piszą. Jednak nie jest to coś prostego. Nie wystarczy zastosować prostego działania, które spowoduje natychmiastowy efekt.
Odsłonięcie się nie przychodzi od razu i nie jest proste. Po pierwsze dlatego, że w tym całym gąszczu internetowych wystąpień trudno spamiętać co jest dla nas tak na prawdę ważne. Kontakt z sensem, z głęboką motywacją naszego działania nie jest jedynie sposobem na radzenie sobie z zoom fatigue, ale też jest płaszczyzną, na której możemy zbliżać się do ludzi, którzy nas słuchają.
Praca nad własną przychylnością to działanie świadome. Tak jak z łatwością przychodzi nam żywienie urazy tak żywienie przychylności jest trudne i nieoczywiste. Ale da się nad tym pracować. Dobrym punktem wyjścia jest wyniesienie przychylności z obszaru naszych cech do sfery umiejętności. Moja przychylność jest narzędziem. Żywym. Dlatego należy je karmić. Co karmi twoją przychylność? Czy jest to rozmowa? A może dobre słowo po wykonanej pracy? A może okazywanie skupienia podczas, gdy mówisz? Jeśli tak, to zobacz, że to nie ty karmisz twoją przychylność tylko robią to inni. Co zrobić, żeby wzbudzić ich przychylność? Może rozmową? Może dobrym słowem po wykonanej pracy, a może okazywaniem skupienia podczas gdy mówią?
W budowaniu mojej przychylności do innych pomaga mi wyobrażanie sobie drogi na której są. Próba wczucia się w to, co dookoła nich i wyobrażenia sobie tego, co ich czeka. Jak uda mi się to zobaczyć to jakoś tak łatwiej mi mówić do nich z myślą o tym, że moje mówienie ma pomóc im w czymś, co ich spotka.
Zatem
Mówienie o rzeczach oczywistych i uniwersalnych powoduje, że nie stanie nam się nic złego. Trochę dlatego, że w sumie nic się nie stanie. Nasze uczucia nie będą miały pożywki. Mówienie o sobie, o tym, co nam bliskie, o naszych zawahaniach spowoduje, że będzie się czym pożywić. Może spowodować, że ludzie do których mówimy o ważnych dla nas rzeczach staną się bardziej osobowi, przychylni. W efekcie takiej zmiany i naszej pracy nad nastawieniem możliwe jest, że spojrzymy z większym optymizmem na nasze profesjonalne relacje z ludźmi.
Tu powstrzymuje się pokusie pisania o korzyściach. Z jednej strony wiem, że nie masz trudności w tym, żeby je dostrzec. Z drugiej mam dużą nadzieję, że zrobisz to bezinteresownie, a nie dlatego, że coś zyskasz.
PS. Z tego miejsca pozdrawiam studentkę, która poprosiła mnie o przychylność, pewnie nie zdając sobie sprawy, że inspiruje długą i ważną refleksję.