Mam wrażenie, że już gramy po swojemu. To znaczy, że drugi tydzień nauki online to czas, sprawdzania jak „być sobą w nauczaniu online”, zamiast „jak nie utonąć”. To stawanie się sobą jest ograniczone, przez pewne wyobrażenia, które udało mi się zaobserwować i opanować w minionym tygodniu.
Teatr
To musi jakoś wyglądać. To całe bycie przed kamerką, pisanie na chatach, te prezentacje i filmiki. Zaczęło mi doskwierać w minionym tygodniu to jak bardzo przypadkowe są materiały, które pokazuję.
W jednej grupie wrzucałem zdjęcia wykresów z podręcznika, w innej infografiki, które robiłem w jakimś dziwnym entuzjazmie rok temu. Okazało się, że wprowadzenie do psychologii percepcji zrobiłem najlepiej na zajęciach dla instruktorów WORDu, slajdów ze społecznej nie mam, bo wszystko robię na mięsie na zajęciach. Mój ulubiony taniec na początku zajęć z zapisywaniem skojarzeń z pojęciami leży, bo MS Whiteboard wykrzacza się częściej niż powinno.
Wiąże krawaty na te zajęcia przed komputerem. Czuję jakąś dziką powinność zrobienia tego węzełka na szyi, żeby powiedzieć moim studentom, że na tej żółtej ścianie, otoczony praniem i kotami siedzi poważny pan. Oczywiście staram się dość szybko zacząć śmiać się sam z siebie, żeby powaga tego pana ich nie uśpiła. Jednak chciałbym, żeby na chwilę choć pojawiła się u nich myśl, że ten pan zachowuje pozory. Gra swoją rolę.
Czasem robię monodram
Koncepcja nauczyciela – aktora na scenie nie jest nowa. Sytuacja jest nowa. Żeby sobie w niej poradzić odwołujemy się do znanych i sprawdzonych sposobów. Czasem tak robię, zwłaszcza z grupą, która nie odpowiada na pytania rzucane w eter. Zaczynam opowiadać, robię sobie monodram. Występuję, chowam się w roli. To mi pozwala poradzić sobie z poczuciem, że oni nie odpowiadają bo posnęli, albo oglądają Kuchenne Rewolucje.
Jest w tym coś teatralnego, bo stawiam granicę: ja mówię, a wy słuchacie. Tak jak aktor: ja gram, wy klaskacie. Jednak to jest dla mnie ostatnia deska ratunku. W sytuacji, gdy nie potrafię zbudować interakcji. Ale to moja obawa. Nikt nie oczekuje, że w obecnej sytuacji teatr w tydzień wymyśli jak zaangażować widza siedzącego w domu. Wystarczy, że udostępni podgląd z kamerki na działania aktorów na scenie. Jednak oczekiwanie od nauczycieli jest dużo większe. Mam poczucie, że powinniśmy uczyć, bawić i poruszać przez nasze płaskie świecące prostokąty. Więcej oczekujemy od ludzi wrzuconych w samodzielne zmaganie się z onlinem niż od całych instytucji kulturalnych.
Dotyk
– „Czy mogłabyś, zmienić slajd?”
– „Oczywiście, bardzo proszę”
-„Dziękuję, dobrze, że mogę na ciebie liczyć, sama nie dałabym rady jednocześnie przerzucać slajdy i mówić”
Nie przytaczam tej wymiany, żeby wam osłodzić życie, ale żeby pokazać wam ważną rzecz, której doświadczyłem. Prowadziłem zajęcia w grupie, której członkowie byli dla siebie bardzo stanowczo mili. Dziękowali sobie za pomoc, wyznawali, że cieszą się, że są częścią tej grupy, chwalili swoje wysiłki.
Poczułem się dobrze w tej grupie. Wiem, że w innych też jest dobrze, studenci są zintegrowani i lubią się. Jednak ten malutki krok – zwerbalizowanie uczuć – stworzył niepowtarzalną atmosferę w tej grupie.
Masz pewnie takie klasy / grupy, które wymagają dużo energii. Takie, gdzie przed zajęciami bierzesz trzy głębokie wdechy i przechodzisz przez drzwi do sali jakby za nimi było kilka tysięcy metrów w dół, albo grzbiet byka. Nie będzie żadnego oddechu, spokoju, czasu na pozbieranie myśli w trakcie. I okazuje się, że można takie rodeo zrobić też przez internet. Ja mam taką wspaniałą grupę, która od początku zajęć zmieniła zasady, przenieśli mnie na platformę, na której nigdy nie pracowałem i szli tak bardzo za swoimi skojarzeniami w dyskusji, że pełniłem w niej rolę namolnego przywracacza tematu, a nie poważnego wykładowcy. Po tych zajęciach byłem wykończony jak koń po westernie, ale polubiłem ich jeszcze bardziej.
Urealnianie relacji
Każda grupa ma coś, co jest dla nich wyjątkowe. Dobrze jest to zobaczyć i mówić o tym. Dzięki temu relacja staje się realna. Nasze interakcje w internecie są bardziej prawdziwe. Poza tym łatwiej nam się spodziewać dobrych rzeczy od kogoś, kto się na uważnie przygląda i nas wysłuchuje. To powoduje mniejszy opór, gdy na przykład prosimy o wykonanie zadania. Albo wzmacnia dyscyplinę podczas zajęć. Moi od rodeo byli tak punktualni wczoraj, że nie mogłem wyjść z podziwu. Jak poszli pracować, to faktycznie pracowali. A nie musieli, bo postawili mnie w sytuacji, gdzie nie mogłem zaglądać im do grup w trakcie pracy.
Zatem drugi tydzień nauki online pokazał mi, że budowanie relacji na odległość wymaga (jak każda relacja) tego, żeby odkryć w sobie to, za co lubi się swoich uczniów / studentów. Można sobie to zapisać, albo (uwaga ekstremalna propozycja) powiedzieć im. Następnie trzeba uważnie słuchać kiedy zrobią coś, co potwierdza to, za co ich lubimy. A potem trzeba to nazwać. „To co mówisz jest miłe i powoduje, że mam więcej zapału do pracy”, albo „Pani X, pani dzień dobry było dziś najbardziej promienne”. To robi robotę. Kosztuje trochę uwagi i zaangażowania, ale czuję, że jest to warte wysiłku.
Trwałość
„Najpierw im powiedz co im powiesz, potem im to powiedz, a na końcu powiedz im co im powiedziałeś.”
Drugi tydzień nauki online pokazał mi, że trzeba (poza występowaniem w roli i wyciąganiem dłoni do grup) zadbać o trwałość wiedzy. Narzędzia, śmieszne kotki, gotowanie zupy, dzieci, psy domowe, wiertarki rozpraszają. Czasem uniemożliwiają udział w całych zajęciach. Dlatego dobrze jest mieć plan treści i gotową notatkę (mądruję się, a sam ich nie mam, zaraz będą siadał do pisania ich i pewnie zajmie mi to dwa tygodnie…). Coś co pozwoli samemu ogarnąć się w temacie.
Dbanie o trwałość w nauczaniu online wymaga powtarzania treści w różnych formach. Czasem mówię coś, co za chwilę powie ktoś na podlinkowanym TEDzie i powtórzy w artykule, który wiem, że znajdą w webqueście, a na końcu pokażę slajd na którym będzie to samo, ale inną czcionką. Czasem podczas jednych zajęć przechodzi 3-5 zdań faktycznej treści, a reszta to dbanie o to, że ona się przyjmie.
Zatem aby dbać o trwałość proponuję metodę ssaczą. To co urodzimy otaczajmy opieką zamiast rodzić na potęgę z nadzieją, że coś się utrzyma. Dobrze jest mieć prezentację, kilka słów na slajdzie, które złapią wzrok wzrokowców. Kilka osób, które powiedzą tę samą treść słuchowcom i jakąś przestrzeń (np. tabelę) do uporządkowania tematu dla kinestetyków.
Drugi tydzień nauki online to czas szukania swojej drogi
Pisałem już o tym tydzień temu – jesteśmy specjalistami od dydaktyki i wychowania. Nikt z nas nie miał obowiązku posiadania umiejętności technicznych. To co faktycznie powinno podlegać ocenie to nasza umiejętność do stworzenia sytuacji, w której ludzie się uczą. Potrafimy to robić. Teraz jest czas by uczynić tę sytuację jak najbardziej osobistą, naszą. Ta internetowa obecność powinna być występem, nieść ze sobą rolę facylitatora procesu uczenia. Jednocześnie to po naszej stronie jest nadanie jej osobistego charakteru, czego co spowoduje, że uczniowie poczują się dobrze. Doświadczą relacji i nie powstanie w nich opór na nową sytuację. Ponadto warto zadbać o to, żeby nasi uczniowie nie zapamiętali z czasów nauki w onlajnie tylko tego jak sobie radziliśmy, co było widać w tle i czy mieliśmy dresy i kapciuchy.
Zatem rozpoczynając nowy tydzień zapytaj się: jaką gram rolę, kim chcę być na ekranach moich uczniów? Jak ich zobaczyć, dostrzec to co jest w nich wyjątkowe? Jak zadbać o trwałość zdobytej wiedzy? Drugi tydzień nauki online to czas by zacząć o tym myśleć. To nie znaczy, że trzeba to piątku to wymyślić. Ten proces musi trwać. Nie poganiaj się, nie poddawaj się ocenie ludzi, którzy nie mają nic do stracenia krytykując nauczycieli. Pokazuj bliskim jak sobie radzisz z trudnymi rzeczami, a do odbiorców idź z tym co już działa. A jak nagle przestanie działać pamiętaj, że jesteś ninją od edukacji, nie od IT.